-->\n" +"" ); noweOkienko.document.close(); noweOkienko.focus(); } //-->
  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   20
         

Robert "Rosic" Korczak

PRODUCENT: Zombie VR Studios    DYSTRYBUTOR: Atari/Infogrames   GATUNEK: FPS   WWW: http://www.atari.com/shadowops/


Osobiście bardzo lubię strzelanki w klimatach Bonda, samotny bohater przemierza najdalsze zakątki świata, aby stawić czoła armii przebrzydłych terrorystów z tym najgorszym na końcu. A to wszystko po to, abym mógł spokojnie pisać ową recenzję, bez obaw, że samolot wleci w mój dom, czy że w centrum Katowic wybuchnie bomba atomowa. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, że gier o samotnym bohaterze ubywa, a zamiast nich pojawiają się setki 100% realnych tamowych shooterów osadzonych w czasach różnych wojen. Nie twierdze, że tych gier nie lubię - wręcz przeciwnie, ale motyw samotnego bohatera nie może umrzeć!



Wstęp po wstępie
Tak, tak - macie rację. Shadow Ops Red Mercury to kwintesencja tego, co lubię. Mimo iż zdarzają się tutaj misje, w których pomocną dłonią jest kilku komandosów, którzy rozrabiają razem z Tobą, to większość plansz przemierzamy samotnie eksterminując zastępy wrogich żołnierzy. Jak na grę w tych klimatach przystało fabuła pozwoli zwiedzić nam cały świat i wziąć udział w bardzo wybuchowych oraz trzymających w napięciu wydarzeniach. Zacznijmy może od tego gdzie będziemy się podziewać grając w Red Mercury.

(kliknij aby powiększyć)
U dołu wieży Eifla


Klimaty wprost światowe
No bo jakim stwierdzeniem określić takie miejsca jak Bliski Wschód, Stare i piękne miasteczko (lecz lekko zniszczone :) ), pokład kontenerowca, którego standardowo zatopimy, gęsta dżungla, pędzący pociąg, oczywiście wyładowany bombami, czy w końcu Paryż, który zwiedzić będzie nam dane z każdego poziomu. Zapomniałem jeszcze o bardzo bondowskim miejscu, jakim jest duże i tajne laboratorium gdzieś w Rosji. Plansze są wykonane bardzo starannie. Znajdziemy w nich masę szczegółów i bardzo dużo różnorodnych obiektów. Najważniejszym jednak elementem jest to, aby mapy były ciekawe i pasowały do klimatu gry. Tak jak stwierdziłem na wstępie, lokacje są idealne. Do tej fabuły, tego klimatu i do tego charakteru gry lepszych wymyślić się nie dało, a wykonać lepsze byłoby trudno.

Arsenał
Idąc dalej tropem bonda, można stwierdzić, że istotną rzeczą jest ilość pukawek, z jakich przyjdzie nam strzelać. W tej dziedzinie gra jest nieco realniejsza, ponieważ nie mamy tu gadżetów typu niewidzialny samochód, czy zegarek z liną. Sprzęt jest typowy jak na wojaka XXI wieku. Co ciekawe zmienia się w zależności od środowiska gry. Nasz bohater nie jest jednak Arnoldem i nie umie wziąć wszystkiego, co leży na ziemi, więc na raz będziemy taszczyć tylko kilka spluw. Jak pewnie się domyślacie do dyspozycji mamy kilka rodzajów karabinów maszynowych (w tym te najsłynniejsze: kałach i M16), shootgunów, zwyczajnych pistolecików takich jak Glock i kilka rodzajów broni cięższej - wyrzutni rakiet. Wroga możemy też częstować granatami zarówno oślepiającymi jak i wybuchowymi. Jeżeli dalej, drogi czytelniku nie jesteś zadowolony to powiem jeszcze, że zdarza się zasiąść za sterami CKMów czy działek przeciwlotniczych. Pojazdów niestety nie ma.

Tratabum


Eksterminacja gwarantowana
Czasem spore ilości, czasem hordy, rzadziej pojedyncze okazy. Tak można by określić ilość przeciwników w grze. Oponenci zmieniają się w zależności od planszy, tak jak robią to bronie. Wrogowie ubierają się w odpowiednie dla klimatu mundury i udają, że byli w wojsku. Tak naprawdę jednak szczerze wątpię, żeby odbyli jakieś przeszkolenie, no może komandosi z ostatnich plansz chodzili na lekcje PO. Owszem - postacie są jak najbardziej fajne, ale niestety głupie. Jedyne, czego się nauczyli to nieźle rzucać granatami. Mamy ich po 2-3 rodzaje na daną część świata, zaczynając od szeregowych, poprzez komandosów, a na chłopku z rakietnicą kończąc. Jeżeli biegamy w grupie to trzeba stwierdzić, że nasi kompani strasznie się tych ostatnich boją. Krzyczą, że jakaś rakieta leci czy co - tak jakby zaraz mieli zginąć. :p

A wygląda to tak…
Z tego co obiło mi się o uszy, Shadow Ops Red Mercury jest grą, która pierwsza napisana została pod Athlona 64. Odpalenie jaj na takim procku sprawia, że grafika staje się ładniejsza. Tylko nasuwa mi się pewne pytania - jak to możliwe, że jeszcze ładniejsza ?! Przecież ta, która widzimy używając normalnego procka z normalna kartą (XP 2600+ i Radon 9500Pro) jest wyśmienita! Nie ma się do czego przyczepić. Może czasem zauważymy jakaś średnio fajną teksturę, ale ogólnie rzecz biorąc jest naprawę bardzo dobrze. Przede wszystkim grafika tworzy klimat. Noc w Paryżu, dżungla, czy laboratorium w Rosji są graficznymi majstersztykami. Te kolory, te mgiełki, działanie światła - naprawdę warto to zobaczyć. Grafika pozostałych plansz też nie budzi zastrzeżeń. Miejscem, które zapadło mi w pamięci bardzo mocno był też biedny kontenerowiec, który moi koledzy posłali na dno… :(. Bardzo dobrze wyglądają też efekty specjalne, czyli różne wybuchy, płomienie iskry itp. Najwspanialszym jest jednak efekt, kiedy prosto przed naszymi oczyma wybuchnie granat oślepiający. Przez kilka sekund dochodzimy do siebie, widzimy rozmytą mgłę, obrazy przed naszymi oczami przesuwają się powoli, a towarzyszy temu otępiający pisk. Cudo!
..że baba siała mak
Co prawda, nie wiem co ma mak do dźwięku, ale zapewne jak go siała to też coś śpiewała. Kiedyś mówiłem już o tym jak ciężko opisuje się dźwięk. Co innego, jakby z głośników docierało do mnie charczące plumkanie zamiast wystrzałów i średniej jakości mid zamiast muzyki. Ale w dzisiejszych produkcjach taka postać rzeczy nie może mieć miejsca, no i w naszej strzelance nie ma. Jest za to super dźwięk ze świetnie dobranymi wszelkimi odgłosami, zarówno strzałów, wybuchów jak i otocznia, a nasi koledzy mają bardzo dobrą dykcję i głosy istnych komandosów… no bo chyba nimi są, choć czy ja wiem :). Inni napotkani, w 99% źli ludzie też nie szczędzą słów opowiadając nam, co jedli na śniadanie, eghm… jakie mają plany aby wykończyć świat.

Red Mercury w całej okazałości


A plany mają dwa
A raczej jeden, ale w dwóch sztukach. Red Mercury to niestety nic dobrego (nie mówię o tytule gry, ale o tym małym urządzeniu, które występuje pod ową nazwą). Dodatkowo występuje ono w dwóch egzemplarzach. Bomba?! No pytacie! Pewnie, że bomba, a dokładniej bomby i to atomowe! Zapakowane w neseser i kupione (choć nie do końca), od Ruskich na bazarze, chociaż też nie do końca tam :]. Już po drugim loadingu, których będzie nie powiem ile :D, dowiadujemy się, że jedna z bomb wybuchła. Na szczęście nad morzem niszcząc ‘tylko’ lotniskowiec z załogą i nic więcej. Hmm… chciałem poopowiadać trochę o fabule, ale ona jest tak skonstruowana, że powiedzenie czegokolwiek popsuje niespodzianki. A jest ich naprawdę sporo. Akcja jak na grę o super-bohaterze jest zakręcona. Nie dość, że nie jest do końca poukładana chronologicznie, to jeszcze występuje tam motyw zdrady… Więcej nie powiem - wybaczcie. Mogę jeszcze zdradzić, że gra kończy się happy endem i standardowym pocałunkiem. Z kim? Jak? - Zagrajcie, a się dowiecie! W każdym razie naprawdę warto.

Grywalność
Gra cechuje się niesłychaną grywalnością, już od pierwszych minut porywa cię w wir swojej fabuły no i oczywiście w ogrom akcji! Rozbite helikoptery, zatapiane łodzie, niszczone działa, czyli ogólna rozwałka, towarzyszyć ci będą przez całą grę. Nie znajdziesz tutaj chwili na łyk kawy, czy zjedzenia banana. Za każdym rogiem czai się wróg, a 10 kroków bez strzału to czas stracony. Jedynie w jednym miejscu powinno się skradać, ale nie trzeba, bo i tak wrogim posiłkom zrobimy kuku. Jak dla mnie pod względem grywalności gra jest wyjątkowa. Wśród wielu gier lepszych czy gorszych ta wybija się, ponieważ naprawdę przykuwa do monitora. Rozgrywka kojarzy mi się z takimi tytułami jak No One Lives Forever, 007 Nightfire i Die Hard Nakatomi Plaza, jednak od tych dwóch ostatnich gra jest nieporównywalnie lepsza.

Za dupcią, biegnij za dupcią!


Ale czy to wszystko jest tak naprawdę czegoś warte?
Jasne, że jest! Jest warte i to całkiem sporo. W dniu dzisiejszym poziom gier jest raczej stopniowy, są albo produkcje dobre, albo złe. Shadow Ops Red Mercury jest na pewno z tej pierwszej grupy, ponieważ widać, że autorzy włożyli sporo pracy zarówno w część merytoryczną (o ile bieganie z karabinem i zabijanie wrogów można tak nazwać), jak i w techniczną.

Przyszła kolej na ocenę.
Dałbym grze 9tkę, ale to raczej dlatego, że ja uwielbiam takie klimaty. Żeby było jednak sprawiedliwie, to ocena końcowa wynosić będzie 8. Już uzasadniam: Shadow Ops jest grą świetną, ma ładną grafikę, super dźwięk i jest bardzo grywalna. Trzeba jednak przyznać, że do gatunku nie wnosi nic nowego, po prostu powiela standardy, które ktoś wymyślił wcześniej. Ale zaznaczam jeszcze raz - robi to w wielkim stylu!
Pentium 4 1.5 GHz, 512 MB RAM, karta grafiki 128MB RAM, 4 GB HDD
James Bond zmienia imię, wyrzuca zabawki i rusza no ocalenie świata! Lubisz takie klimaty? Jeżeli tak - to graaj !!!


  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   20