-->\n" +"" ); noweOkienko.document.close(); noweOkienko.focus(); } //-->
  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   41
                 

Krzysztof "Voo" Wszołek

PRODUCENT: Warthog    DYSTRYBUTOR: SCi   GATUNEK: rajdówka   WWW: www.richardburnsrally.com


COLIN MCRAE RALLY 04 wywołał u mnie uczucie frustracji. Mogę przeboleć ciągły brak licencji, wykupionej przez Sony dla jej flagowej serii WRC, ale powtarzania schematów i gonienia w piętkę już nie. Irytuje mnie oderwanie tej gry od rajdowej rzeczywistości. Irytują mnie betonowe jodełki zatrzymujące ważący tonę samochód, pancerne skrzyneczki rozłożone na zewnętrznych częściach zakrętów, 90-cio stopniowe zakręty za którymi czekają furtki szersze o milimetry od samochodu. Irytują mnie wąskie leśne dróżki, na których nie sposób ujrzeć kibica. Irytują mnie krótkie OS-y i fakt, że do skutecznej jazdy wystarcza w zasadzie operowanie jedynie gazem i hamulcem ręcznym. Dlaczego w ogóle piszę o COLINIE skoro to recenzja innego tytułu? Dlatego, że głównie moje znużenie serią Codemasters spowodowało, iż z utęsknieniem czekałem na RICHARD BURNS RALLY. Od pierwszych zapowiedzi spodziewałem się tytułu zrywającego ze schematami i stawiającego na rajdowy realizm. Musiałem w to zagrać. I zagrałem...



BOLESNA LEKCJA POKORY
Wkładam płytę do napędu. Po chwili pojawia się intro ale przerywam je nerwowo. Później sobie obejrzę. Jestem w głównym menu. Gdzie są opcje? Tutaj... Skrzynia biegów? Oczywiście, że manualna. Nie jestem 16-letnią panienką, żeby korzystać z automatu! Muzyka? Jak najciszej. Jedyna słuszna muzyka w grze rajdowej to odgłos silnika. Jeszcze wybór sterowania i szybko z powrotem do głównego menu. Zacznę z fasonem - od razu do mistrzostw.

(kliknij aby powiększyć)
A tutaj widzimy nieprzebrane, fińskie lasy


Że co? Że nie mogę wystartować w mistrzostwach dopóki nie ukończę szkoły rajdowej? Bo gra jest "accurate simulation"? Co z tego!? Przecież ja jestem stary rajdowy wyga! Ach, niech was panowie programiści... Przeklinając pod nosem powracam do menu i wchodzę w Quick Rally. Tu można jechać od razu, bez tej głupiej szkółki, chociaż i tak pojawia się pytanie czy nie chciałbym raczej zacząć od nauki jazdy. Nie, nie chciałbym! Rajd wybieram na chybił – trafił. Niestety dostępny jest tylko jeden odcinek. Inne pojawią się dopiero gdy ukończę szkółkę. Trudno, biorę co jest. Teraz wybór samochodu. Na razie są tylko trzy: Impreza, Lancer i Corolla. Wybór jest oczywisty - Impreza. Uszkodzenia? No pewnie że realistyczne. JEDZIEMY! Jest nieźle. Na starcie sędzia odlicza "na palcach" i daje znak do rozpoczęcia jazdy. Ruszam z kopyta. Samochód dziwnie tańczy i z trudem utrzymuje go na drodze. Ale nic to, przede mną pierwszy zakręt. Nie hamuję, bo po co? Pewnie jak w większości gier wystarczy odjąć gazu i mocno "szarpnąć" za ręczny. "Oh noooo" krzyczy pilot a samochód zamiast przejechać zakręt bokiem wylatuje z trasy i zaczyna rolować. Pękają szyby, blachy "jęczą", szeleści zgniatana trawa. Wreszcie auto zatrzymuje się ...kołami do góry. Teraz pewnie trzeba spokojnie poczekać aż "teleportuje się” na drogę. Czekam. Czekam i czekam. Czekam i nic się nie dzieje. Wreszcie wywołuję menu a tam wśród opcji widzę "Call for help". Hmm... No to "call"! Teraz auto pojawia się na drodze, choć karoseria zmieniła mocno swój kształt. Od samochodu odskakują kibice, którzy mnie wypchnęli. Machają rękoma, ale ja już na to nie patrzę bo pędzę dalej. Hej, co to za wariat przebiega mi drogę? Uff... Zdążył. To dziennikarz. Zdjęcia robi. A rób sobie, ja jadę dalej. Kolejny zakręt i znowu za szybko! Subaru jak pocisk leci w krzaki. Z głośników rozlegają się trzaski łamanych gałęzi a wóz przebija się przez przeszkodę i wypada z powrotem na drogę. Po chwili zarzuca mnie na lewo, trafiam na leżący na ziemi przy drodze pień drzewa. Pień odlatuje na bok, ale auto wpada w szalony taniec. Po chwili jestem na przeciwległym poboczu, dokładnie w miejscu gdzie stoi dwóch reporterów. Wpadam na jednego z nich. Ekran robi się czerwony. Boże mój, zabiłem go... Ale kto by się tym przejmował, przecież to tylko gra! Jadę dalej, bokiem samochodu odrzucam na bok reklamy, uderzam w głaz i znowu się zatrzymuję. Po chwili uruchamiam silnik i ruszam. Obok głazu zostają urwane drzwi. Z drogi podrywa się chmara spłoszonego ptactwa. Zaraz potem wpadam w rów, spod maski bucha biały dym, karoseria wygląda jak wielka puszka po coli zgnieciona nogą olbrzyma. Tym razem silnik nie daje się już uruchomić. Koniec jazdy. Nie przejechałem nawet 1/5 OS-a. Przez chwilę nie mogę się otrząsnąć. "Więcej pokory, bracie" - myślę sobie, wracając do głównego menu i wchodząc do tej cholernej szkółki rajdowej.

NAUKA ŹRÓDŁEM STRESU
Z RICHARD BURNS RALLY nie ma żartów. Gra nokautuje poziomem trudności. Rally School nie jest tutaj elementem urozmaicającym rozgrywkę. Ona jest koniecznością. Nauczyciela mamy znakomitego - Richard Burns to rajdowy mistrz świata z roku 2001, pierwszy Anglik który zdobył ten tytuł. Ma za sobą występy w teamach Mitsubishi, Subaru oraz Peugeota. W tym sezonie nie startuje w mistrzostwach, podobnie jak gwiazda konkurencyjnej gry od Codemasters - Colin McRae. Z tą jednak różnicą, że Burns ze startów zrezygnował sam z powodu poważnych problemów zdrowotnych - wykryto u niego guza mózgu. Natomiast z usług McRae po prostu nikt nie chciał już korzystać. Każdą z 16 lekcji otwiera krótka odprawa - Burns osobiście mówi nam co musimy zrobić w danym momencie. Po ćwiczeniu oglądamy jego podsumowanie i otrzymujemy ocenę. Test możemy albo po prostu zdać ("pass”) albo zdać doskonale ("perfect" ). Jeśli pójdzie nam szczególnie dobrze obejrzymy animację w której razem z Burnsem popijamy Red Bulla. W czasie lekcji uczymy się hamować, przyspieszać i pokonywać zakręty na różnych nawierzchniach. Poznajemy kilka ciekawych technik rajdowych m.in. "scandinavian flick", którą widuje się w każdej praktycznie relacji TV a używanie jej w grze niezbędne jest chyba po raz pierwszy. W orientowaniu się na trasie pomaga w miarę czytelny, półprzejrzysty wyświetlacz, gdzie głównym elementem jest oczywiście obrotomierz. Przy domyślnych ustawieniach brak jest informacji na temat przejechanego dystansu czy zajmowanej pozycji na kolejnych checkpointach.

Srebrny lakier był ładniejszy


Już po kilku zajęciach można nabrać przekonania, że to co do tej pory uznawaliśmy za realistyczne w grach rajdowych, było tak naprawdę zwykłą zabawą. Dla mnie np. sporym zaskoczeniem było jak oszczędnie w rzeczywistości operuje się hamulcem ręcznym. W międzyczasie Burns zabiera nas na przejażdżkę, w której naszym jedynym zadaniem jest obserwować co on sam wyprawia na trasie. To jest ten moment, w którym resztki naszej pewności siebie wyparowują jak woda z rozgrzanego czajnika. Wrażenia przy tym pokazie są porównywalne do tego co można zobaczyć w TV z kamery umiejscowionej wewnątrz samochodu rajdowego. Lekcje maja różny poziom trudności. Od banalnego po bardzo wysoki. Taki jest np. ostateczny test, czyli asfaltowy odcinek specjalny, który musimy przejechać w określonym czasie. Gdy po n-tej próbie zaliczyłem go wreszcie, czułem się bardzo dumny, zwłaszcza gdy obejrzałem sobie widowiskową powtórkę z własnej jazdy. Duma mieszała się jednak z niepokojem. Powodowała go świadomość że za wszystkie poprzednie ćwiczenia dostałem najwyższą ocenę co na niewiele się zdało w konfrontacji z normalnym odcinkiem. Najdrobniejszy błąd, utrata koncentracji na ułamek sekundy, najechanie na drobną przeszkodę, wyjazd choćby jednym kołem poza drogę powodowały zakłócenia w rytmie jazdy lub nawet uszkodzenia pojazdu. A prawie zawsze niemożliwą do odrobienia stratę czasową. Tak jak w prawdziwym życiu, w każdej praktycznie dziedzinie, także w RBR szkoła daje jedynie pewne minimum umiejętności niezbędnych, żeby rozpocząć karierę wirtualnego rajdowca. Nie gwarantuję więc, ze po ukończeniu szkółki rajdowej przybędzie Wam pewności siebie, za to na pewno nareszcie odblokują się...

Uważaj, za potrącenie palika są punkty karne! A za potrącenie widza?


MISTRZOSTWA!
A w nich dostęp do rajdów w 6 krajach: Wielkiej Brytanii (szuter), Japonii (szuter), Finlandii (śnieg i lód), USA (szuter), Francja (asfalt) oraz Australia (szuter). Każdy z rajdów składa się z sześciu odcinku specjalnych. W sumie daje to zaledwie 36 odcinków. Liczba niezbyt imponująca w porównaniu z ostatnim COLINEM (48 odcinków w 8 krajach), o grach z serii WRC, oferujących prawdziwy pełen sezon rajdowy nawet nie wspominając. Na dodatek dwa odcinki na każdym z rajdów to odwrócone, przejechane już wcześniej trasy. Zapomnijcie też o kilkunastominutowych przejazdach jak było w WRC. Trasy są krótkie (zazwyczaj ok. 5-6 km) długością zbliżone do tych z COLINA. Samochodów jest dokładnie osiem - Subaru Impreza 2003, Mitsubishi Lancer Evo VII, Toyota Corolla, Hyundai Accent, Peugeot 206, Subaru Impreza 2000, Citroen Xsara T4 oraz MG ZR Super 1600. Jednak gdy po raz pierwszy zaczynamy sezon możemy wybierać tylko spośród pierwszej trójki. Przeczytaliście to wszystko i czujecie się rozczarowani? Spokojnie, nie ma najmniejszego powodu. Tych 36 tras da Wam znacznie większy wycisk i zabierze więcej czasu niż ponad setka w WRC. Poza tym w COLINACH mistrzostwo zdobywa się zmieniając opony i wysokość zawieszenia, w WRC ustawienia wozu to kpina, natomiast RBR także na tym polu pozostaje hardkorowym symulatorem. Ale po kolei... Rozpoczynając sezon określamy poziom trudności zabawy czyli Rookie, Professional i Champion, co jak dla mnie równie dobrze mogłoby się nazywać „Dosyć trudny”, „Bardzo Trudny” i „Niewiarygodnie Trudny”. Nie ma w nich żadnych różnic jeśli chodzi o realizm w prowadzeniu i tuningu auta a jedynie w umiejętnościach przeciwników. Następnie określamy jeden z czterech stopni uszkodzeń - od wyłączonych po realistyczne. Następnie przychodzi czas na wybór teamu i zarazem samochodu. Potem decydujemy się na skrzynię manualną lub półautomatyczną. Wreszcie rozpoczynamy sezon. Pomiędzy rajdami znajdujemy się w bazie naszego teamu, gdzie możemy do woli zmieniać ustawienia samochodu. Ustawieniom możemy poddawać dyferencjał, zawieszenie, ogumienie, hamulce oraz skrzynię biegów. Każdy z tych elementów jest opisany przez tyle współczynników i ma tyle możliwości ustawień, że graczowi o przeciętnej wiedzy motoryzacyjnej po prostu musi zakręcić się w głowie. Wierzcie mi - określenie ciśnienia w poszczególnych kołach to największy drobiazg w tym wszystkim. Warto jednak nauczyć się grzebać w ustawieniach bo mają istotne znaczenie dla zachowania się pojazdu na trasie. Efekty naszej pracy możemy sprawdzić na odcinku testowym lub placu manewrowym. Plac manewrowy to zresztą jedyne miejsce w grze gdzie możemy „na luzie” poszaleć swoim samochodem (dlatego pewnie spędzam na nim tyle czasu).
Gdy już rozpoczniemy kolejny rajd wówczas znajdujemy się w strefie serwisowej. Obok menusów wyświetla się wówczas animacja przedstawiająca mechaników krzątających się przy samochodzie oraz nas samych popijających "dodający skrzydeł” napój. Nawet tło dźwiękowe w tym momencie to "odgłosy warsztatu". Możemy sobie wyświetlić minutowy plan rajdu a w rogu ekranu widoczny jest aktualny czas. Po żmudnym dokonaniu ustawień, doborze opon i próbnym przejeździe przychodzi pora na pierwszy odcinek specjalny, czyli kilka minut w niewiarygodnej koncentracji bez możliwości pozwolenia sobie na najmniejszy błąd. Ciekawie rozwiązano ładowanie się tras. W jego trakcie widzimy mapę okolicy w której odbywa się rajd z zaznaczonymi odcinkami oraz „narastającą” linią symbolizującą nasz dojazd do odcinka. Na samej trasie bardzo pomaga bardzo dobry opis w wykonaniu pilota - Roberta Reida (w rzeczywistości pilota Richarda Burnsa). Dżentelmen ten na szczęście posługuje się wzorowa angielszczyzną, bo przy tym poziomie własnej koncentracji na kierowaniu autem takiego Nicky Grista chyba bym nie zrozumiał. W czasie jazdy zapomnijcie o wciskaniu gazu „do dechy”. Jak zobaczycie nawet jazda po prostej może być nie lada wyzwaniem jeśli będzie się Wam za bardzo spieszyć. Jeżeli więc nie popełnimy trzeciego falstartu (dyskwalifikacja), nie potrącimy żadnego szalejącego fotoreportera (na najwyższym poziomie trudności - dyskwalifikacja), nie rozbijemy doszczętnie auta (dla nas to koniec odcinka i całego rajdu) i dojedziemy do mety, wówczas na powrót wylądujemy w strefie serwisowej gdzie musimy zdecydować się, które elementy samochodu poddać naprawie.

Chyba się spóźniliśmy, wszyscy już poszli


W międzyczasie możemy obejrzeć komunikaty o stanie pogody czy zdarzeniach takich jak np. ewentualne kary dla rywali. Na zapowiedzi pogody warto zwracać uwagę, zły dobór opon całkowicie przekreśla bowiem szanse na dobry wynik. Problem tylko w tym, czy np. 48% prawdopodobieństwa deszczu to już powód żeby zakładać opony na mokrą nawierzchnię? Niestety, bez odrobiny zwykłego szczęścia też się nie obejdzie. Po wszystkim znowu jazda, bo przed nami kolejny odcinek. Co ciekawe w grze nie ma odwrotu - jeżeli rozpoczniemy odcinek to nie mamy już możliwości restartu ani nawet wyjścia do głównego menu i załadowania od nowa całego rajdu. Jedyne co możemy zrobić to albo dojechać do końca odcinka albo zrezygnować z udziału w rajdzie. A potem obejrzeć animację przedstawiającą zawstydzonego kierowcę z zazdrością spoglądającego na podium. A po rajdzie powrót do siedziby teamu i znowu grzebanie w ustawieniach i testowanie samochodu. Generalnie czynności związane z jednym startem zajmują bez porównania więcej czasu niż w COLINIE i WRC. Oczywiście można zlekceważyć techniczne aspekty gry tylko po co wtedy w ogóle w nią grac? Mistrzostwa są głównym trybem zabawy ale nie jedynym. O Quick Rally wspominałem już wcześniej. Poza tym dostępny jest multiplayer dla maksimum czterech osób, polegający na pokonywaniu odcinków przez graczy jeden po drugim. Zastanówcie się jednak dobrze zanim zaproponujecie ten tytuł kumplom jako party game. Jeśli czujecie się już „mocni” to możecie spróbować sił w rywalizacji z ghost-carem „kierowanym” przez samego Burnsa. w tzw. Richard Burns Challenge. Poza tym gra oferuje również usługę Live! czego akurat z oczywistych względów nie dane mi było osobiście przetestować.

SPRAWCY ZAMIESZANIA
Za grę odpowiedzialny jest Warthog - developer mający na koncie m.in. raczej dobrze oceniane Rally Championship Xtreme, znane posiadaczom pecetów i Playstation 2. Richard Burns bardzo angażował się w powstawanie gry, zwłaszcza że jej produkcja przypadła na czas jego wymuszonej sportowej absencji. Od samego początku kampanii reklamowej duży nacisk stawiano na fotorealizm otoczenia. Generalnie nie ma w tym względzie rozczarowania. RBR to bez wątpienia najlepsza gra w historii pod tym względem. W WRC otoczenie jest rozległe ale ubogie w tekstury, COLIN to wyścigi leśnymi ścieżkami, natomiast RBR budzi podziw zarówno rozmiarami otoczenia jak i jego urozmaiceniem. Drzewa, drzewka, krzaczki, pniaki, leżące kłody, wysoka trawa, niska trawa, zboże na polach, reklamy, domy, płoty, słupy, mostki, rowy, koleiny na trasie, multum przeróżnych obiektów sprawiających, że mamy wrażenie przemieszczania się w rzeczywistym środowisku. Szczególnie wspaniale prezentuje się to wszystko na powtórkach, wyglądających momentami niczym relacja w TV. Oczywiście nie ma cudów - dalsze obiekty to nadal płaskie i po bliższym przyjrzeniu brzydkie bitmapy ale i tak całość wypada lepiej niż u konkurencji. Nie da się jednak, tak jak było to w serii WRC, wylecieć daleko poza trasę czy np. spaść w przepaść. Kilkanaście metrów od drogi rozciąga się niewidzialna bariera zatrzymująca samochód. Tyle, że w tej grze opuszczenie drogi oznacza w 90% przypadków koniec rajdu więc akurat jakość bitmapy po kontakcie z nią nie będzie dla Was największym problemem. W przeciwieństwie do otoczenia samochody w RBR niestety wyglądają dość skromnie. Przy widoku z wnętrza pojazdu wręcz biednie, bowiem zdecydowano się na ujęcie w którym praktycznie widoczna jest tylko przednia szyba i czarna bryła podszybia. Na dodatek kamera wewnętrzna nie jest umieszczona w miejscu kierowcy tylko centralnie. Poprawia to może widoczność, ale zarazem trochę osłabia klimat. Chwała programistom za rozstawienie na trasie kibiców, szkoda jednak że w przeciwieństwie do dziennikarzy i obsługi pozostają kompletnie nieruchomi.

Niech ja dorwę tego speca od pogody w TVP


Całość oprawy graficznej, wypadającej w ogólnym rozrachunku przeciętnie paradoksalnie jeszcze bardziej podkreśla klasę gry jako symulacji. To nie jest ładny "cukiereczek", chociaż najbardziej zaślepiony fan rajdów nie obraziłby się zapewne na trochę ładniejsze samochody. Za to dźwięk to istny majstersztyk, co docenią głównie posiadacze zestawów 5.1. Pierwszy raz w grze rajdowej słyszałem tak dokładnie oddane odgłosy kontaktu z różną nawierzchnia i przedmiotami na trasie. Kamienie dudnią o podwozie, krzaki szorują o karoserię, trzaskają łamane gałązki, wydech strzela momentami jak karabin maszynowy. Po poważnym wypadku przez nasz pokój "przeleci" helikopter. Wracając na chwilę do bolączek - nie lubię zbyt często oglądać napisu "loading" a RBR niestety nie rozpieszcza pod tym względem. Restart odcinka w Quick Rally czy nawet zwykłej lekcji wiąże się zawsze z ponownym wczytywaniem, podobnie jak cofnięcie się do menu głównego. I jeszcze jedna sprawa - grając w RBR zastanawiałem się czy dożyję czasów gdy w grze rajdowej przydrożne drzewko o 2-centymetrowej średnicy pnia przestanie być zabójczą przeszkodą dla ważącego ponad tonę, mającego 300-konny silnik i pędzącego 150 km/h auta. Niestety podobnie jak w COLINACH drzewka są z betonu, chociaż wiele innych obiektów, takich jak drewniane płotki, bandy czy reklamy daje się prześlicznie demolować. Wypada napisać jeszcze chociaż dwa słowa o sterowaniu. Grałem na Xboxie i muszę stwierdzić, że triggery świetnie spisują się w roli gazu i hamulca. Posiadacze PS2 na sterowanie też pewnie nie narzekają. Natomiast przyszłych posiadaczy wersji PC uprzedzam, że klawiatura w tej wymagającej precyzji grze to raczej będzie zły pomysł.

Elementy Search & Rescue w RBR.


PROSZĘ WSTAĆ, SĄD OGŁOSI WERDYKT
Nie sposób nie docenić gigantycznej pracy chłopaków z Warthoga, nawet jeśli przyjmie się, że niewiele osób dobrze pozna jej efekty. RBR to produkt wymierzony w bardzo wąską grupę odbiorców - ludzi kochających rajdy a zarazem mających dość cierpliwości i zwyczajnej zręczności manualnej, żeby poradzić sobie w tej arcytrudnej grze i jednocześnie czerpać z tego przyjemność. Dla takich ludzi RBR zapewne ociera się o doskonałość. Czy uznanie wśród nielicznych wystarczy żeby grę uznać za sukces rynkowy, skłaniający innych producentów do podążenia wyznaczoną przez Wartogha ścieżką? Nie sądzę. Może to i lepiej, niech COLIN i WRC pozostaną w swoich arkadowych klimatach. Zwolennikom bezstresowej zabawy tez się coś w końcu należy. Na ucho powiem Wam, że po pierwszych porażkach chciałem porzucić ten tytuł, wytrwałem jednak głównie z poczucia redaktorskiego obowiązku. Teraz jestem zadowolony, że podjąłem wyzwanie - po RICHARD BURNS RALLY każda inna gra rajdowa będzie mi się wydawała śmiesznie prosta.



  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   41