73     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Ostatni Samuraj



Ostatni Samuraj

Paweł " Gonzo " Kazimierczak


Zastanawiałem się ostatnio, z czym teraz twórcy filmów powinni wyjechać do ludu, aby wywołać zaskoczenie. Przecież w 2003 na ekrany wchodził i MATRIX, i GDZIE JEST NEMO, i POWRÓT KRÓLA, i PAN I WŁADCA. Wszystkie te filmy w ogromnym stopniu wykorzystywały i były wspomagane przez efekty specjalne. Olbrzymie niczym portfel Billa Gates`a budżety fundowały nam sycące dla oczu posiłki. Czy teraz większą popularność zdobędą nieco ambitniejsze filmy, czy może widzowie rozochoceni ubiegłorocznymi produkcjami będą dalej chcieli obserwować cyrkowe akrobacje na ekranie? Ja na szczęście nie muszę znajdować odpowiedzi na to pytanie, ale producenci powinni, bo od tego zależy ich dochód. Teraz z tradycyjnym słowiańskim poślizgiem do kin wjechał OSTATNI SAMURAJ z Tomem Cruisem vel Ethan`em Huntem (btw. M-I 3, premiera w listopadzie). Co my tu mamy?



Na początku mamy zmienioną historię Japonii. Ale po kolei. Akcja OSTATNIEGO SAMURAJA toczy się w drugiej połowie XIX wieku, kiedy to rzekomo w Japonii formuje się już armię i w ogóle wzoruje się we wszystkim na Zachodzie i ichniejszych produktach. Trochę tutaj namieszano, ale przecież przeciętny widz nie zwróci nawet uwagi na takie „drobiazgi” i przejdzie nad nimi do porządku dziennego. Ech, jak tak dalej pójdzie to może niedługo dowiemy się, że to np. Indianie najechali Amerykanów?

Jedna z niewielu takich scen

PRÓBA
Głównym bohaterem jest Nathan Algren, amerykański oficer, który zostaje zatrudniony przez cesarza, aby wyszkolić nowoczesną armię. Jego podopieczni niewątpliwie wymagają wiele pracy, bo nie umieją w ogóle niczego. Szybko okazuje się, że trzeba ruszyć odbić jakiś strategiczny punkt i Nathan jest zmuszony pójść do bitwy mając za kompanów niedouczonych gołowąsów. Po drugiej stronie barykady stają doskonale wyszkoleni samurajowie. Wynik nie jest trudny do przewidzenia. Wszyscy kandydaci na cesarskich wojaków zostają wycięci w pień, a Algren zostaje wzięty do niewoli. Nie dlatego, bo tak chciał Edward Zwick (reżyser), ale dlatego, że zabił kilku samurajów, co jest nie lada wyczynem. I tak nasz Nathan trafia do wioski wyznawców bushido i poznaje ich obyczaje. Wątek miłosny jest obecny i jest strasznie wydumany i głupi. Przywódca samurajów Katsumoto (Ken Watanabe w tej roli) wyjaśnia Algrenowi zasady kierujące życiem ich grupy i w końcu były oficer staje na czele armii samurajów. Że niby honor i te sprawy. Ciut naciągane.

Jeden na pięciu i włączona nieśmiertelność

W porównaniu do japońskich filmów w OSTATNIM SAMURAJU brak głębokiego przekazu, drugiego dna czy tej specyficznej atmosfery kina azjatyckiego. Może gdyby reżyserię powierzono komu innemu? Kto wie? Nie jest to też okropnie płytki film, ma swój przekaz, ale tym, co razi jest forma. Wszystko jest podane jak kawa na ławę i chyba tylko głuchoniemy nie zrozumie przekazu.
KLAPS
Gra aktorów jest przeciętna. Tom, pomimo, że gra tu pierwsze skrzypce to i tak nie wyróżnia się czymś specjalnym. Ale to Cruise, on nie musi zachwycać, widać że gra z luzem i bez trudu przychodzą mu także sceny walki. Podobno wykonanie ich wymagało kilku miesięcy intensywnych treningów. Przyznaję, że są niezłe, ale po ostatnich megaprodukcjach, niewiele jest w stanie zaskoczyć widza.

Ja do SS-NG? Nie wiem czy się nadam?

Choreografia w porządku, no a samurajskie miecze śmigające w powietrzu są atutem dla tych czytelników, którzy pozostali „dużymi dziećmi”. Dużo bardziej pozytywne wrażenie zrobił na mnie Watanabe, które jest idealnie dobrany do tej roli. Ma odpowiednią charyzmę i prezencję, szkoda że niewiele ma okazji pokazać swoje umiejętności aktorskie. Film został także zaopatrzony w walną bitwę, w której ginie większość kluczowych postaci i która jest ostatecznym rozstrzygnięciem filmu. Jak dla mnie nie była ona specjalnie rewelacyjna, ot kolejna krwawa jatka. Brak tutaj epickich momentów, choć ciężko tak naprawdę cokolwiek im zarzucić. Bez polotu.

Zabiłem ci męża, ale podobasz mi się

KLOPS
Film nie jest dnem kompletnym, broni się tym pseudo- przekazem i tematyką. Pomimo tego, że z japońskim kinem OSTATNI SAMURAJ ma tyle wspólnego, ile ja ze sprzedawcą kartofli to jest solidnym obrazem. Gdyby ukazał się kilka lat wcześniej z pewnością zebrałby choć nieco bardziej pochlebne recenzje. Mnie ta bajka nie wciągnęła, jedyne co, to pokazała czym naprawdę jest honor. Jeśli nie macie na co wybrać się do kina to możecie zaryzykować wycieczkę na film Zwicka, ale robicie to na własną odpowiedzialność.


73     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Ostatni Samuraj