36     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Wywiad z Jerzym oprawą, vice naczelnym CDA






Poprzednią, mrożącą krew w żyłach, część wyprawy do redakcji CDA, znajdziecie w 16 numerze (link w Archiwum). W tym numerze prezentujemy Wam drugą, a zarazem ostatnią część tej fascynującej rozmowy!



Jak się ustosunkujesz do pojawiających się ostatnio coraz częściej stwierdzeń, że część recenzji w prasie, nie tylko w CDA, jest przepłacona przez dystrybutorów?

Ja bym bardzo chciał, żeby mnie ktoś w końcu skorumpował. Tak, serio! Czemu? Ponieważ w tym momencie przynajmniej wiedziałbym za co ludzie piszą o nas (i nie tylko o nas) takie bzdury i za co nas opluwają. Przyznam się: w mojej siedmioletniej karierze korupcja ograniczyła się do (w sumie) kilku piw w pubie, postawionych przez przedstawicieli dystrybutorów. Zresztą przy najbliższej okazji się rewanżowałem, żeby nie czuć jakichkolwiek zobowiązań. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że korupcji nie ma, ponieważ nie jestem wszechwiedzący, nikogo nie złapałem za rękę, nikomu nie mogę zeskanować mózgu i powiedzieć, że ten koleś jest absolutnie czysty. W każdym razie u nas jakakolwiek osoba na serio podejrzana o to absolutnie by nie popracowała u nas - właśnie z szacunku dla czytelnika. Chodzi o to, że gdyby kiedykolwiek coś takiego się zdarzyło, to czytelnik nigdy nie miałbym już pewności czy jakakolwiek recenzja w Akszynie nie jest znów kupiona. To absolutnie się nie opłaca, nie opłaca się redakcji. Wiarygodność to w tej branży rzecz bezcenna, jak się ją straci – pismo może zwijać manatki. Myślę, że (byli) fani SS coś mogą na ten temat powiedzieć.

Teraz zapytamy o kontakt z czytelnikami. Przeważnie jest tak, że w innych pismach robią to naczelni, a u Was jest tak, że robi to Smuggler. Dlaczego tak się dzieje?

To już jest siła tradycji. Jak się w ogóle zaczął Action Redaction? Zaczęło od tego, że ktoś się zorientował, że w redakcji leży stos listów od czytelników i właściwie nie wiadomo co z tym zrobić. Metodą łapanki, tzn, „kto by chciał na nie odpowiedzieć”, trafiło na Mr Jedi. To było traktowane na zasadzie zupełnie luźnej bo wydawało nam się, że to taki bardzo niezobowiązujący kącik. Z braku doświadczenia nie wiedzieliśmy jak ważny jest taki dział. Tu znowu wyszło takie nasze ówczesne lamerstwo.

Hehe...

Taka jest prawda, myśmy wtedy – jesienią 1996 - przecież w ogóle nie mieli doświadczenia w tworeniu pisma. Wszystko było improwizowane i robione na wariackich papierach. Potem do Jediego dołączył Smuggler, bo też go ciągnęło do listów... [Drizit sprawdza dyktafon, sprawy techniczne]. A jak się okazało, że ten dział cieszy się ogromną popularnością, to bez sensu było powiedzieć że: „chłopaki sorry, ale tutaj trzeba przecież pisać poważnie, odsuńcie się od biurka z listami, teraz to jest działka Naczelnych”. Od tego mamy wstępniaki, jeśli chcemy powiedzieć coś poważnego, a tam daliśmy Smugglerowi i spółce wolną rękę. Na tej oczywiście zasadzie, że niektóre ważniejsze sprawy, np. perspektywy pisma czy plany wydawnicze są z nami konsultowane. To nie jest tak, że on ma swoją własną politykę, a my się ze zdumieniem dowiadujemy z AR, że Akszyn planuje to czy tamto, że dołoży stron, czy ujmie Cdków. W tego rodzaju ważnych sprawach uzgadnia odpowiedzi z nami, natomiast jeśli chodzi o wszelkie inne jego zagrywki na listy czytelników, to nie ingerujemy w to. Póki czytelnikom to się podoba, a on nie przegina pały, to dlaczego nie.

Czy czytasz recenzje w swoim piśmie?

Owszem i to wielokrotnie. Po pierwsze je redaguję. Po drugie czytam wszystkie kolejne korekty. Po trzecie jako pierwszy czytam Akszyna kiedy wychodzi, i w tym momencie dzieją się zwykle straszne rzeczy, okropnie wówczas krzyczę przy czytaniu. Najczęściej na korektora, ale to już zupełnie inna historia. Powiem tak: czytam je tak często, że niektóre recenzje znam niemalże na pamięć zanim jeszcze pojawia się w druku. Ponadto nie ukrywam, że czytam je z przyjemnością.

Właśnie zaraz będzie takie pytanie.

To nie jest mój obowiązek, to jest moja przyjemność i moje prawo „pierwszego czytania”. Redagowanie pisma mnie po prostu bawi i mam nadzieję, że to w CDA widać. Nie chcemy być zimnymi profesjonalistami, chcemy się bawić – i żebyście wy się przy czytaniu też bawili.

Jak zatem odeprzesz zarzuty pojawiające się wśród niektórych czytelników, że Wasze recenzje są sztampowe i nudne?

Bardzo prosto. Napiszcie mi sto wypracowań z polskiego, przykładowo w rodzaju „Wizja bohatera romantycznego w literaturze tego okresu” itd. w ten sposób żeby każde z nich było zupełnie inne. Ciekawe kiedy spasujecie, kiedy zaczniecie się powtarzać.
I pamiętajcie: nasze pismo (i każde inne pismo w branży) nie jest pismem literackim. Nasze pismo jest pismem informacyjnym, my mamy zatem PRZEDE WSZYSTKIM informować, a nie pisać opowiadania i nowele. Na pierwszym miejscu jest: podawać dużo prawdziwych informacji, a na drugim: podawać je w atrakcyjny sposób. Jeśli mam np. do wyboru jakiś tekst literacki, piękny ale w którym będzie bardzo mało informacji o samej grze - albo bardziej sztampowy ale pełen ważnych informacji, to jednak puszczę do druku ten drugi.
Oczywiście czasami dla urozmaicenia pisma publikujemy jakieś ciut bardziej literackie teksty, np. recenzja Bloodrayne w formie pamiętnika jednego z Niemców itd. Ale podkreślam raz jeszcze: to ma być informacja, nie literatura.
A prawda jest okrutna: recenzja w swoim założeniu MUSI BYĆ sztampowa. Czym jest bowiem recenzja? Ona jest oceną gry widzianej oczyma recenzującego. Musimy w jakiś sposób ocenić to co widzieliśmy, to co graliśmy, podać nasze wrażenia. To się powtarza w każdej recenzji – i tym samym jest sztampą. Możemy się, naturalnie, starać żeby podawać to w jakiś atrakcyjny i nowy sposób, żeby nie było że „grafika tyle, muzyka tyle”. Staramy się pisać te recenzje w sposób najrozmaitszy, ale jeśli niektórzy z naszych autorów mają na swoim koncie z 500 recenzji (a niektórzy mają), to przy którymś razie muszą się powtórzyć, nie ma cudów. Chciałbym też zauważyć, że nie ma pisma w którym nie ma wyłącznie niesztampowych recenzji, a jak jest - to pokażcie mi takie pismo.

Już nie ma takich pism.

Nie, po prostu nigdy nie było. Bo nawet jeśli ktoś wymyśli coś nowego to szybko ta nowość też staje się sztampą. Ktoś kiedyś ładnie powiedział, że pierwszy który nazwał kobietę kwiatem był poetą, ale czwarty z kolei - już tylko grafomanem i naśladowcą.

Teraz zapytamy na temat piractwa. Czy często spotykasz się, z nadal pozytywnym stosunkiem czytelników do piractwa?

Coraz rzadziej, na szczęście coraz rzadziej. My prowadzimy tę krucjatę, te walki z wiatrakami itd. na łamach AR i zresztą nie tylko AR. Z pewną satysfakcją stwierdzam, że to daje jakiś efekt. Oczywiście efekty takie są dość mizerne w porównaniu z ogromem piractwa w Polsce, ale woda drąży kamień... Myślę, że czytelnicy jeśli nawet korzystają z piratów to już przynajmniej nie uważają tych, którzy kupują oryginały za idiotów. Nabywcy piratów twierdzą, że kupują piraty bo nie stać ich, czy np. kupię pirata ale jak mi się spodoba gra, to kupię też oryginał itd. A kiedyś było tak: „a po co mam kupować oryginał, czemu mam zapłacić 20 razy drożej za grę skoro mogę ją mieć za 5zł? Co ja – głupi?”. Więc z przyjemnością stwierdzam, że pod tym względem poziom świadomości wśród czytelników bardzo wzrósł. Nawet jeśli coś robią złego. to w większości już nie chwalą się tym. Uważam więc, że taka walka z wiatrakami ma jednak sens.

Kiedyś była taka paranoidalna sytuacja, że ktoś kupował oryginalny ciuch to był cool gościu, a jak ktoś kupował oryginalną grę to ehhh...

No właśnie, po prostu była inna mentalność, teraz ludzie się nauczyli, że oryginały to oryginały i są powody dla których warto je kupić, a chwalenie się kupowaniem pirackich wersji, to jak szpanowanie butami marki „Abibas” czy „Nyke” – obciach po prostu i nie wypada.

W polskim internecie obserwujemy recesję - szczególnie jeśli chodzi o serwisy i ziny, niewątpliwie już ich złote czasy minęły. Jak myślisz, czym to jest spowodowane?

Bardziej się martwię recesją w pismach papierowych, bo tutaj przyczyny są mi bardziej jasne, bo jest to kwestia płacenia pieniążków i dostępności internetu. Natomiast jeśli mówicie o recesji w internecie [recesja jest, ale my idziemy pod prąd i się nadal rozwijamy :D] to jestem lekko zdziwiony bo zawsze myślałem, że to internet głównie podbiera nam czytelników. W tym momencie mogę powiedzieć, że może jest to ogólny odwrót od czytania. Być może czytelnicy już chcą żeby, sam nie wiem, żeby im nagrywać te recenzje w formie audio, czy choćby nawet pokazywać? (Nie chcę żeby było to potraktowane jako aluzja do wideorecenzji u konkurencji). W każdym razie, być może jest to ogólny odwrót od czytania, że społeczeństwo jako całość staje się powoli społeczeństwem wtórnych analfabetów. Co najwyżej może pooglądać, posłuchać, może ewentualnie coś przejrzeć, ale widocznie czytanie nie jest już „trendy”, co mnie osobiście bardzo martwi. Nie tylko dlatego, że stracę pracę, bo znajdę sobie nową, ale uważam, że nasza cywilizacja rozwijała się właśnie przez to, że ludzie czytali to, co inni mądrzejsi napisali - i sami przez to stawali się mądrzejsi. A jak przestaną to cóż, wrócimy do polowania na mamuty?

Jak oceniasz nasz krajowy rynek growy? Czy gracze powinni wiązać duże nadzieje zmiany na lepsze w związku z akcesja Polski do UE?

Płyciutki jest, niestety. U nas nie ma jeszcze takiego prawdziwego rynku gier i nie będzie tak długo dopóki będzie tak, ze u nas w ciągu miesiąca w całej Polsce schodzi tyle samo legalnych gier co w jednym supermarkecie w Londynie w okresie przedświątecznym przez weekend. Więc trudno tu w ogóle mówić o rynku, to raczej ryneczek. Dystrybutorzy starają się coś robić, ale maja bardzo małe pole manewru, niewiele mogą.
Co zmieni wejście do Unii Europejskiej?. Nie będzie tak, że wejdziemy do UE i dostaniemy wszyscy pensje takie jakie mieliśmy tylko w euro i nagle się okaże, że ludzi stać na oryginały i wszyscy się na nie rzucą. Ale może będzie wreszcie większa dostępność gier. Nie będziemy już skazani tylko na jakąś wersję zlokalizowaną mniej lub bardziej ‘udolnie’ przez dystrybutora, tylko będzie sobie można bez łaski kupić, być może drożej, wersję angielską. Ewentualnie widzę jakiś wpływ Unii na nasz rynek na takiej zasadzie, że stanie się on bliższy zachodniemu pod względem konkurencyjności. Natomiast nie widzę jakichś specjalnych możliwości rozwoju, ani też dobroczynnego wpływu Unii na podaż i popyt gier, bo niestety nie ma powodów żeby tak domniemywać.

Jak oceniasz powrót Świata Gier Komputerowych w nowej formule, nadal bez płyt i jako nŚGK?

Podziwiam ich, jestem osobiście pełen podziwu dla ich walecznego ducha, bo nie jest prosto się podnieść gdy już się leży na deskach. Czy im się uda to nie wiem. Startują z bardzo małym kapitałem i nadal bez cedeka, bez reklamy... Prywatnie życzę im powodzenia, bo jest to jedno z nielicznych pism w Polsce, które sam bym kupił gdybym chciał poczytać pismo o grach dla przyjemności. Prywatnie ŚGK zawsze lubiłem, czasami między naszymi redakcjami iskrzyło, ale zwykle były to faule wynikające raczej z zaangażowania w walkę obu stron, a nie złośliwe kopanie po nogach.

Jakie macie plany? Czy szykują się jakieś rewolucyjne zmiany w CDA?
Nie chciałbym tutaj za wiele odsłaniać, ale, ALE, mamy niedługo ósme urodziny i setny numer. Takie okazje aż się proszą o jakieś zmiany i niewątpliwie jakieś zmiany w Akszynie nastąpią. Czy to będzie rewolucja, czy nie to mi w tej chwili trudno ocenić. Rewolucja to jest takie fajne słowo, w które można zmieścić wszystko. Od radykalnej zmiany image i targetu po choćby nawet kolejny lifting loga - i to też byłoby rewolucją dla ortodoksyjnych fanów. Akszyn nigdy nie zamierzał stać w miejscu, nigdy nie dochodziliśmy do wniosku, że właśnie osiągnęliśmy formę idealną i już nic lepszego nie zrobimy. Siłę Akszyna widzimy w tym, że nigdy nie przestajemy się zmieniać, cały czas usiłujemy dopasować do rynku i jednocześnie jakby wyprzedzić oczekiwania nabywców, czyli wyczuć to, co dopiero ludzie będą chcieli dostać. Nie to, czego oczekują, ale to czego jeszcze sami nie wiedza, że chcą. Tak było z pełnymi wersjami, czy z paroma innymi rzeczami. Na pewno za rok o tej porze Akszyn będzie inny niż jest w tym. Podobnie jak był inny rok temu. Wystarczy sobie popatrzeć na egzemplarze z tego samego miesiąca ale z różnych lat i widać nieustanne zmiany. Tak że nie wiem czy rewolucja, ale ewolucja na pewno.

Czy jest jakaś szansa na powrót działu demoscenowego w CDA? Zniknął tak nagle...
Z ta demosceną było tyle śmiesznie, że sami scenowcy nie chcieli go na naszych łamach, co było dla mnie nieco dziwne. To była przecież próba pokazania innej metody twórczego wykorzystania komputera. Ale sami zainteresowani nie chcieli rozgłosu, niezainteresowani nie wiedzieli o co chodzi - i jakoś tak umarło to śmiercią naturalną. Jeśli już ma być jakiś come back sceny komputerowej - to ewentualnie w formie kącika na cedeku.

CDA jest uważane za pismo raczej takie sztuczne, bez klimatu. Może to ze względu na oprawę graficzną, czy nie uważasz, że....

Przede wszystkim bez sensu jest mówić, że coś nie ma klimatu. Możesz mówić, że w jakiejś miejscowości/kraju klimat ci nie odpowiada – ale nie mów „tutaj w ogóle nie ma klimatu”.
Ale wiem o co ci chodzi. Wyobraź sobie, że rozmawiasz z Chińczykiem na temat wyższości naszego alfabetu nad ich pismem. Dla niego alfabet łaciński jest bez sensu, bo piszemy w poziomie, zamiast w pionie, jako logika wskazuje (bo wszystko samo z siebie leci z góry na dół, a nie w bok), a każde słowo składamy z mnóstwa literek zamiast szybko postawić jeden normalny „krzaczek”.
Mniej więcej to samo powiedziałby Arab o piśmie chińskim, Japończyk o piśmie arabskim, my o wszystkich innych. Ot, kwestia przyzwyczajenia. Zarzuty te stawiają nam fani innych pism i główny zarzut jest taki, że Akszyn nie ma klimatu, bo nie przypomina ich ukochanego pisma...
Uważam, że Akszyn ma swój klimat, ale nie każdy go wyczuwa. Przecież Akszyn jest rozpoznawalny, jego styl jest rozpoznawalny, takie rubryki jak AR i parę innych mają swój charakterystyczny i niepowtarzalny styl i brzmienie. Mamy też własny design, który łatwo umożliwia rozróżnienie, że te strony pochodzą właśnie z CDA, a nie Playa, czy Clicka.
To jak można mówić, że CDA nie ma swego stylu, swego klimatu? Bez wątpienia jakiś specyficzny klimacik na tych łamach panuje. Ma swój styl. Ten styl nie każdemu się może podobać, wielu się nawet nie podoba, tym niemniej on jest.
A jeśli ktoś nie czuje klimatu Akszyna no to trudno, cóż mogę poradzić. My robimy swoje i wychodzimy z założenia że jeśli nas kochacie to świetnie, a jeśli nas nie kochacie - to nas znienawidźcie, też będzie dobrze. Najgorsza jest obojętność. Dopóki CDA budzi emocje, to jest to OK.

Czy jesteście tutaj w redakcji taką rodziną, np. gracie ze sobą po sieci, jakieś...

Istnieje tutaj wielka rodzina Wolfmenów, istnieje tu rodzina Pakerów, a jeśli idzie o rodzinę, czyli o to, że się ze sobą kłócimy, czy nieraz mamy ochotę się wzajemnie pozabijać to i tak bywa. Jeśli jest się ze sobą ileś lat to nie ma cudów, żeby się jakieś relacje nie wytworzyły. Nie jest tak, że się trzymamy za rączki [czyżby w naszej redakcji było coś nie tak? :P], że nie mogę iść do kina jeśli nie idzie ze mną Allor czy ktoś tam. Każdy sobie świetnie radzi sam, mamy swoje życie prywatne, szczególnie ci, co mają rodziny. Wiadomo, że oni nie pójdą z resztą ekipy na piwo o 17 i wrócą do domu o 3 nad ranem, bo muszą np. dzieci nakarmić, pójść po zakupy itd. Jesteśmy zaprzyjaźnieni, bywają jakieś tam iskrzenia, ale to są takie zdrowe spory, nie ma sztucznej uprzejmości, są normalne relacje. Więc czasami ktoś powie komuś cięższe słowo, bo się zezłości na drugiego z tego czy innego powodu. Ale dalej siedzimy przy biurkach obok siebie, pracujemy i odzywamy się do siebie. Nie ma tak, że rozmawiamy przez GaduGadu, czy kartki przekazywane drugiej osobie. Więc – jest OK. Inaczej nie wytrwalibyśmy w niemal niezmiennym składzie tyle lat.

Mógłbyś skomentować całą tą sytuację z firmą Valve i Half Life2? Tak duża firma dała sobie wykraść wersję beta i kod źródłowy gry?

Wiecie, koń ma cztery nogi i też się potknie. Nie jestem do końca pewien, zresztą był taki artykuł w Akszynie, czy to nie jest jakiś sprytny zabieg marketingowy. Jeśli nie, to po prostu nawet wielką firmę tworzą zwykli ludzie, a człowiek jest istotą omylną. Nawet prom Challenger ekspolodował, chociaż każda śrubka była pewnie sprawdzana tysiąc razy, a jednak to też okazuje się za mało. Tak na marginesie, to uważam, że wykradanie efektów cudzej pracy narusza etos hakerski, bo to już nie jest informacja tajna, którą należy udostępnić ogółowi, w stylu „rząd zataił lądowanie UFO”, czy coś takiego. To jest już zwykłe szpiegostwo przemysłowe, szkodnictwo, no i gówniarstwo. Ktoś chciał udowodnić, że jest dobry w hackowaniu, ale czemu skrzywdził przy okazji miliony graczy?

Co sądzisz o Polskich grach komputerowych i o ich poziomie?
Chce mi się śmiać. Chociaż może powinienem zacząć płakać.

Płacz nic nie pomoże :D

Inaczej. Zaczyna się robić lepiej. Ciągle czekam na grę o której będziemy mogli powiedzieć, że: wy Rosjanie tam macie np. Stalkera, wy Czesi macie Mafię, a my Polacy to mamy... – i tu padnie tytuł, po którym ów Rosjanin nie powie „eee... pierwsze słyszę...” albo nie zaryczy śmiechem.
Widzę jakąś tendencję wzrostową, aczkolwiek ciągle nie jesteśmy nawet w czołówce drugiej ligi. Mam nadzieję, że doczekamy czegoś takiego, że polska gra dostanie, i to nie w polskim piśmie, najwyższą notę. Wtedy w końcu będzie można powiedzieć, że my też potrafimy robić gry. A uważam, że potrafimy, tylko po prostu nie mamy na to pieniędzy.. Wątpię żebyśmy nie mieli zdolnych programistów, znam sam kilku scenowych muzyków wrocławskich i programistów...

...Scorpik.

Scorpik jest najlepszym przykładem, że mamy doskonałych muzyków. Sam pracowałem w polskiej firmie która robiła gry, pominę ich poziom, ale robiła. Miałem tam kontakt z paroma programistami, którzy byli w stanie zrobić naprawdę dobre rzeczy, ale zwykle było tak, że robili cztery rzeczy naraz, bo musieli z czegoś żyć i kroili na boku jakieś fuchy. A skoro robili cztery rzeczy to w każdą rzecz angażowali jedną czwartą swojego potencjału i efekt był właśnie taki jaki był. Myślę tylko, że jest to kwestia czasu, środków i znalezienia kogoś kto zainwestowałby kilka(naście?) milionów dolarów z nadzieją, że może kiedyś mu się to zwróci, co nie jest takie proste, niestety.

Co mógłbyś jeszcze powiedzieć o swoich początkach w branży dziennikarskiej?

Moje początki dziennikarskie są tak dawne, że ich już nie pamiętam. Zawsze miałem łatwość pisania i zawsze w jakiś sposób chciałem podzielić się z innymi tym co stworzyłem. Pierwsze honorarium dostałem, jak miałem chyba 13 lat w Świecie Młodych, albo może to było w Płomyczku. Dostałem taki znaczek (odznakę), który dawali w nagrodę za opublikowany tekst. Byłem bardzo dumny z tego :)

A gdybyś nie pisał, to co byś robił?

Druga rzecz, oprócz pisania, która mnie zawsze ciągnęła to praca w reklamie. Tworzenie strategii reklamowych, tworzenie samych reklam. Co bym jeszcze chciał robić? Chciałbym być na Karaibach z jakąś seksowną blondynką, ale to jest akurat na tyle powszechne marzenie, że nie jest to nic, czym bym mógł was zaskoczyć. Ewentualnie mógłbym pracować jako bibliotekarz, bo takie mam formalne wykształcenie.

Hehe, serio?!

Nie śmiejcie się. Ja jestem bibliotekarzem. Ani jednego dnia pracy w wyuczonym zawodzie, ale jestem. Może przed emeryturą się tam przeniosę, żeby odpocząć po nieustannym stresie, jaki niesie tworzenie pisma.

Jaką muzykę preferujesz?

Dzielę muzykę na dobrą, którą słucham i złą, której nie słucham. Jest to o tyle proste, że słucham bardzo szerokiego spektrum muzyki, ja po prostu jestem na nią otwarty. Jak ktoś da mi jakieś nagrania Maorysów, albo coś jeszcze dziwniejszego, dam temu szansę.. Myślę, że łatwiej będzie powiedzieć czego nie słucham. A nie słucham wszelkiej muzyki tanecznej i nie przepadam za jakimś mocnym techno, na zasadzie „umc! umc! umc! umc! umc! umc!” w tempie 160 uderzeń w gary na minutę.

A co sądzisz o takich opiniach, że gry działają destruktywnie na psychikę młodego odbiorcy i stąd się biorą różne dziwne incydenty?

Uważam, że one działają destruktywnie głównie na psychikę tych co piszą takie brednie, bo rzeczywiście gdyby gier nie było, to nie byłoby takich głupich opinii. Zobaczcie: przychodzę po pracy do domu, jestem wściekły, wkurzony itd. Co robię? Wrzeszczę na żonę, skopię psa, wyciągam z barku flachę i walę setkę/dwie dla uspokojenia? Nie. Włączę sobie jakiegoś Quake’a, czy innego Unreala, rozwalę 300 fragów i już mi jest lepiej. Ale jak się zatnę w palec to mi jest niedobrze - i osobiście kupuję karpia już w kawałkach bo nie chciałbym własnoręcznie go zabić. Krótko mówiąc: gry pozwalają mi się WYZBYĆ agresji i nie wzmagają mej żądzy krwi. I myślę, że w wypadku 99% ludzi jest tak samo. Uważam, że jeśli ktoś jest świrem - to świrem będzie i bez komputera, natomiast jeśli ktoś nie jest, to komputer go nie zwichruje. Stalin nie grał w żadną grę komputerową, Hitler nie grał, Czyngis –chan jeśli grał w cokolwiek, to raczej w jakąś grę planszową, bez żadnego fragowania. A jednak zdrowo namieszali...
Uważam, że nawet rzeczywiście, jeśli są tacy, (bo ludzie są różni), którzy zabiją pod wpływem gier komputerowych, to nawet w milionowej części, nie narobią takich szkód, które narobili normalni ludzie, nie widzący komputera na oczy, chodzący do Kościoła, lubiący psy, kotki i dzieci, którzy poza tym byli mordercami, zboczeńcami i jeszcze Bóg wie kim.
To jest więc dla mnie tzw. szum medialny, szukanie sensacji tam, gdzie jej nie ma. Zawsze zresztą łatwiej zwalić wszystko na gry niż powiedzieć: „to nasza wina, to my rodzice, szkoła, nie zauważyliśmy problemów psychicznych dziecka, źle go wychowaliśmy, nie potrafiliśmy mieć nad nim odpowiedniej kontroli”. Nie, to winni są gracze, komputery i jeszcze muzyka metalowa, bo – tfu, tfu - satanistyczna. To są wymysły ludzi bezradnych wobec rzeczywistości, oni muszą sobie jakoś wytłumaczyć to, co się zdarzyło, a najłatwiej (co już mówiem) zwalić winę na kogoś/coś.

I to już chyba wszystkie pytania. Dziękujemy ci za rozmowę, mamy nadzieję, że będzie jeszcze okazja do kolejnego spotkania. Ja również dziękuję i pozdrawiam czytelników SS-NG.

Rozmawiali: Drizit, martin, Veeroos


A na koniec:
Zacznijmy nietypowo, od komentarzy z wizyty w redakcji CDA - uwaga – to szczera prawda :]

DRIZIT:
Ta wizyta sprawiła, że zacząłem inaczej patrzeć na CDA. Z jednej strony jest to gazeta tworzona przez ludzi, którzy kochają swoją robotę i poświęcają się jej bez reszty – dzięki czemu nie różnią się od np. redakcji tak ubóstwianego przez nas SS’a. Z drugiej zaś są oni pod skrzydłami wielkiego wydawnictwa, są częścią ogromnej maszyny, która jest sterowana z nieprzebytych wieżowców cyberpunkowego świata, przez zachłannych księgowych nastawionych tylko na zyski. Bez względu na wszystko. To dla mnie straszne jak funkcjonują ogromne wydawnictwa, dla których świat i ludzie to tylko wykresy i cyferki. Oczywiście mogli pójść inną drogą, zostać w małym wydawnictwie i olać całą komercje i pozycję na rynku, ale nie można ich winić za ten wybór. Gdybym powiedział, że pokochałem CDA to bym skłamał, ponieważ nie lubię tej gazety ze względu na jej specyficzny klimat, który mi nigdy nie odpowiadał i raczej już nie zmienię zdania. Jednak ta wizyta sprawiła, że zacząłem rozumieć CDA i wszelkie mechanizmy, którym jest ów magazyn podporządkowany, oraz przestałem oceniać go przez pryzmat docinków zazdrosnej konkurencji.

Veeroos:
CD-Action - jak w tej chwili postrzegacie to pismo? Widzicie w nim jeden z wielu chłodnych, bezdusznych, komercyjnych magazynów, prawda? A ja Wam powiem, że to nie do końca jest tak, jak myślicie. Jest coś, co łączy takie pisma jak śp. Top Secret, Secret Service, obecny nŚGK czy Gamestar. Zabrzmi być może banalnie, ale są to ludzie. Po prostu ludzie, którzy naprawdę kochają to, co robią, którzy poświęcają wiele godzin z własnego życia, zaniedbując często przy tym zarówno siebie, jak i swoich bliskich. A po co to robią? Dla kasy! - odpowiecie. Owszem, ale pomyślcie, czy nie chcielibyście robić czegoś, co uwielbiacie i jeszcze otrzymywać za to wynagrodzenie, pozwalające Wam przeżyć kolejny dzień w tym smutnym kraju? Jasne! Każdy by chciał, ale jest jeszcze jedna rzecz. Oni robią to dla Was, a robią to dlatego, ponieważ Wy tego chcecie. Właśnie tak! Więc zanim znowu podniesiecie na nich głos, pomyślcie dwa razy, czy właśnie o to Wam chodzi? Zrozumcie, że to nie tylko od nich samych zależy, jak będziecie ich postrzegać. Oni są tylko jednym z trybików wielkiej machiny, o której można by wiele mówić, ale teraz nie ma na to czasu. Pamiętajcie zawsze o tym, że to, jak i inne pisma tworzą ludzie, którzy poświęcają się temu z całego serca, bo inaczej nie miałoby to sensu, a przede wszystkim zacznijcie ich szanować. Ja już się tego nauczyłem, więc i Wy się tego nauczcie...

martin:
Może to dziwne, ale nasze komentarze brzmią jak teksty sponsorowane, a to tylko opinie pisane od serca, ukazujące jak jest naprawdę. CDA tworzą ludzie, tacy jak ja i ty, którzy poświęcają się temu całkowicie. Wywiad przeprowadzaliśmy w porze kiedy zwykłe komercyjne instytucje już dawno są zamknięte (no może oprócz domów publicznych), jednak w tej redakcji praca wre mimo późnej godzimy, mimo tego, że w domach stygnie obiad. Można powiedzieć, że przecież płacą im za to, a skoro zostali to dostają nadgodziny. Wystarczy jednak spojrzeć na tych ludzi, na ich pasję i zaangażowanie. Jego efektem jest pismo. Nie ma co ukrywać, ma ono swych przeciwników i pewnie będzie ich miało do końca swego istnienia, a może i dłużej. Prawda jest jednak taka, że ich pasja i zaangażowanie są nagradzane przez tysiące czytelników. Nie możemy mówić, że CDA jest bez klimatu i zabiło pisma klimatyczne, bowiem pismo pozbawione klimatu nie rozbiłoby społeczności skupionych przy tylu różnych pismach. Elementem tego klimatu jest bez wątpienia masowość, jednak szczerze trzeba przyznać, że dziś nie jest to wada, bowiem trafić w gusta szerokiej publiczności czymś naprawdę oryginalnym jest bardzo trudno, a w momencie debiutu CDA było pismem oryginalnym. Ekipie z Wrocławia się to udało i naprawdę jest czego im zazdrościć.


36     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Wywiad z Jerzym oprawą, vice naczelnym CDA