36     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Wywiad z Jerzym Poprawą, vice naczelnym CDA






Jesteśmy we Wrocławiu, jest wieczór. Siedzimy sobie w wygodnych skórzanym fotelach w sercu redakcji CDA, wielu powiedziałoby: „w paszczy lwa”, „w sercu piekła”, ale jest wyjątkowo miło. W spokojnej atmosferze zaczynamy rozmowę...



SS-NG: Na początek cofnijmy się znacznie w czasie. Jak długo przygotowywaliście się do wydawania pierwszego numeru CDA, czy był on wzorowany na jakimś innym zagranicznym formacie? 

Jerzy "Mac Abra" Poprawa: Ciężko mi powiedzieć jak długo, bo tak naprawdę jestem w redakcji od drugiego numeru Akszyna. Ale wiem, że przygotowania trwały kilka miesięcy.
Mimo tego pierwszy numer był tworzony na zasadzie improwizacji . Sami wydawcy nie wiedzieli czy to się sprawdzi, to był skok w ciemno. Stąd doszli do wniosku że nie ma co tworzyć nowej ekipy, tylko po prostu zrobią pierwszy numer własnymi siłami (ekipy ich jedynego wówczas pisma PC Shareware + friends) - i „się zobaczy”. Pismo samo w sobie nie było wzorowane na żadnym zachodnim formacie, choć oczywiście wiadomo, że przed jego stworzeniem, graficy, czy edytorzy przeglądali sobie zagraniczne pisma patrząc co im się podoba, a co nie i na tej podstawie tworząc pierwszą matrycę CDA. Swoją drogą - paskudną niesamowicie.

Pierwotnie pismo miało nazywać się CD-Power, ale okazało się, że w Australii już coś takiego istnieje i trzeba było szybko wymyślać nową nazwę, bo wprawdzie Australia daleko, ale nasi wydawcy byli optymistami, liczyli że kiedyś tam też zawitamy. Kto i jak wymyślił nazwę CD-Action, tego już nikt dziś nie pamięta. W ciągu pół dnia powstało logo, które do dziś zresztą mamy na okładce. Jest, nie ukrywajmy, dość kiczowate, choć w międzyczasie zostało parę razy podliftowane. Ale nie wypada nam go zmienić, to nasze dziedzictwo, złe czy ładne - to przecież nasze logo, pod którym przeszliśmy „od zera do bohatera”.

Czy nie obawialiście się że Wasz nowatorski format pisma nie przyjmie się na polskim rynku?

Wówczas w ogóle nie wiedzieliśmy na co się porywamy, to była radosna improwizacja ludzi, przekonanych, że skoro im się podoba, to innym też musi Nie wiedzieliśmy, że nie mamy szans by się przebić do czołówki - i może właśnie dlatego, że nie wiedzieliśmy - zrobiliśmy to. Ogólna koncepcja była taka, żeby CD był stałym i integralnym elementem pisma - bo w owym czasie dominujące pisma traktowały je po macoszemu. W tym widzieliśmy swoją szansę. Dlatego nawet eksponowaliśmy ten CD w nazwie, by pokazać naszą odmienność, co teraz nam dzisiaj niektórzy „ambitni” wytykają. W 1996 taka koncepcja była nowatorska i - jak widać - przyniosła nam powodzenie.

Na zachodzie do pism nie są załączane pełne wersje gier, dlaczego więc postanowiliście dołączać gry?

Zobaczcie ile wynosi przeciętna dniówka, czy godzinówka w Polsce, a ile na Zachodzie. Człowiek na Zachodzie po dniu pracy Mc Donaldzie czy innym fast foodzie, gdzie płacą stawkę minimalną, jest w stanie kupić sobie pełną wersję gry i jeszcze zjeść całkiem wystawną kolację w tymże Mc Donaldzie. Natomiast w Polsce trzeba było (wtedy) pracować na pełną wersję gry, jakieś trzy, cztery i więcej dni. Ja jeszcze przypomnę, że pierwsze pełne wersje w Akszynie pojawiły się gdy gry kosztowały około 100zł (czy raczej 1.000.000 zł - pamiętacie te nominały?), dolar stał po 2.5 zł, a średnia pensja była rzędu 1000 zł. Pamiętam że mówiło się wtedy że jakiś wydawca wypuszcza grę po rewelacyjnie niskiej cenie 60-80 zł i to była ogromna sensacja. W tym momencie była to luka rynkowa... [I w tym momencie Veeroosowi dzwoni komóra :>]... Odbierz...]
Pełna wersja gry - tak, to wówczas była atrakcja. Większość ludzi kupowała piraty nie (tylko) dlatego, bo uważała ze jest idiotyzmem płacić stówę za pełną wersję. A po prostu dlatego że gdyby nawet chcieli kupić oryginały to albo ich nie było, bo wówczas na polskim rynku było niewiele gier albo kosztowała kosmiczne pieniądze. Wiec myśmy doszli do wniosku, że damy ludziom pełne wersje gier. Nabywca po pierwsze dostanie to prawie za darmo, bo w cenie pisma, a po drugie zobaczy jak to przyjemnie mieć oryginał - z nieripowanymi, niecrackownaymi i z niezawirusowanymi plikami.
Myślę, że to także rykoszetem poszło w drugą stronę, bo wystraszeni troszeczkę wydawcy (myślę że jeszcze zapytacie o pewne Porozumienie, czy Nieporozumienie jak my to nazywamy [demoniczny śmiech redakcji]) najpierw zwątpili. Ludzie zaczęli bowiem zadawać im dziwne pytania: czemu pełna wersja może być z pismem za (wtedy) 15zł i jeszcze pismo wychodzi na swoje? I nagle się okazało, że można jednak wydawać gry taniej... Chciałbym, żeby wszyscy którzy opluwają CDA o tym pamiętali, bo tu zadziałaliśmy ewidentnie na korzyść WSZYSTKICH graczy w Polsce, niezależnie od tego czy kupowali CDA, czy nie. Można powiedzieć, że to CDA było katalizatorem, który spowodował znaczący spadek gier w Polsce. Ot, co.

Pojawienie się CDA na rynku wywołało falę drwin wśród ówczesnych liderów. Czy nie obawialiście się zmierzenia z mocną konkurencją

Byliśmy wówczas tak radośnie beztroscy i nieświadomi w co się pchamy, że w ogóle nam to nie przeszkadzało. Zresztą dostęp do Internetu był wówczas raczej teorią, nie było rozmaitych forów itd. więc te drwiny nawet do nas nie docierały. No, prawie nie docierały... Pamiętamy niektórym ludziom ich wypowiedzi o „pseudopiśmie z pseudotekstami” i „opakowaniu na 2 CD, doczepionym do boksa z kompaktami” itd. Ale jak to mówią: „ten się śmieje kto się śmieje ostatni”. I nie wiem czy im jeszcze chce się śmiać. Po prostu, to że nas totalnie olali bardzo nam pomogło. Np. nie wiem czy pamiętacie nasze reklamy w Gamblerze, to było tak naprawdę, z punktu widzenia dzisiejszego, samobójstwo dla pisma - reklamować na swoich stronach konkurencję. Ale widać nie wyglądaliśmy wówczas na takich, którzy mogą zaszkodzić ówczesnym Wielkim Pismom...

Ogólnie wszelkie drwiny mieliśmy (i mamy) w głębokim poważaniu, ponieważ Akszyn wychodzi zawsze z założenia, także dziś, że: a mówcie co chcecie, my i tak robimy swoje, w najgorszym wypadku podamy oszczerców do sądu, jeśli przegną z jakimiś nieprawdziwymi teoriami na nasz temat. I jak widać czujemy się świetnie [widać!]. Nie wiem jak oni ale...

Oni chyba gorzej.

No, chyba oni gorzej.

Kiedy CDA pojawiło się na rynku było praktycznie jedynym tytułem oferującym pełne wersje gier. Jak odnajdujecie się teraz kiedy rynek pełny jest takich wydawnictw?

Wiedzieliśmy że prędzej czy później, kiedy to się przyjmie, a zakładaliśmy że się przyjmie, znajdą się naśladowcy i będzie coraz trudniej. Po prostu pełna wersja (jako atrakcja) się zdewaluuje. Dziś pełne wersje gier są standardem, czytelnicy są wręcz oburzeni jeśli ich nie ma... CDA znajduje się w ten sposób, że kombinujemy jak być stale o krok przed konkurencją, a nie iść tą metodą, że jak oni trzy pełne wersje, to my cztery, a jak oni pięć CD to my siedem. Po prostu staramy się w jakiś sposób nadal być nowatorskim, robić coś czego jeszcze nikt nie robił, a co się może ludziom spodobać.

Wywołaliście na rynku tendencję do masowego dodawania do pism CD-ków z pełnymi wersjami gier, do tego stopnia, że w tym momencie pismo bez CD nie ma praktycznie szans na przetrwanie. Czy nie uważasz ze przez to rynek nie tylko zmienił swój profil, ale także doprowadziło to do, nie tyle zmniejszenia poziomu merytorycznego tekstów, co do znacznego obniżenia i ujednolicenia formy przekazu, ponieważ to nie teksty, a CD są magnesem przyciągającym czytelników?

Pytanie jest dość długie [mamy twórczą redakcję :P] i będę odpowiadał na nie stopniowo. Zacznę od tego, że to nie my sprawiliśmy, że rynek żąda pełnych wersji gier, ponieważ to czytelnicy oczekiwali pełnych wersji, a myśmy tylko jako pierwsi to oczekiwanie dostrzegli. Gdyby było inaczej, ludzie nie kupowaliby CDA z pełnymi wersjami i sama inicjatywa szybko trafiłaby do lamusa.
Naprawdę nie widzę powodów by nas obarczać odpowiedzialnością, że teraz bez pełnych wersji pismo nie przejdzie. Pytanie brzmi bowiem: a dlaczego nie przejdzie? Czy myśmy w jakiś sposób obniżyli średnią narodową inteligencji? Wątpię. Jeśli ludzie nie kupują pisma bez cedeków, to tylko należy mieć pretensje do danego pisma że nie potrafi zdobyć czytelników samą treścią. A czy to nasza wina, że konkuerncja widać nie potrafi odpowiednio dobrze pisać? Na tej zasadzie jakby mieć pretensje do producentów kolorowych telewizorów, że teraz przez nich nie ma popytu na telewizory czarno-białe. Bardzo mi przykro, ale taki widocznie był postęp. Zresztą idea dołączania CD, gdzie możesz zobaczyć demo gry, zainstalować patcha, itd. to przecież JEST świetny pomysł i nie widzę powodów żeby z niego rezygnować, szczególnie w kraju, w którym dostęp do Netu (i ceny za niego) są takie, jakie są... Dla wielu ludzi CD to jedyna możliwość dotarcia do owych dem, czy patchy.

Co do drugiej części pytania, (CD są magnesem przyciągającym czytelników?) to nie do końca bym się zgodził, ponieważ ja prywatnie dzielę czytelników na czytelników właściwych i nabywców. Czytelnik właściwy to jest ten, który pismo kupuje - i czyta, nabywca to jest ten kto kupuje pismo i ew. przegląda ale bardzej interesją go CDki. Teoretycznie wychodzi na jedno, tylko, że czytelnik i tak kupi pismo dla treści,. a nie CD, bo one są dla niego nieważne lub mało ważne.
Tym niemniej nabywcy zapewniają byt ekonomiczny pismom i cóż zrobić, trzeba dbać o jednych i drugich, na czym zresztą IMO przejechał się nowy Top Secret i nie tylko on. To tak jak jest w Hollywood, gdzie mówi się, że typowym targetem filmów jest dwunastoletni Murzyn półanalfabeta i takie filmy należy robić, żeby mu się podobały, żeby tysiące takich jak on zapełniali sale kin i wydawali kasę na bilety.

No to nareszcie poznaliśmy target tych filmów :]

Co tu kryć wiele filmów rzeczywiście tak jest robionych, to jednak nie zmienia faktu, że równocześnie powstają tam filmy ambitne, które też cieszą się dużą popularnością. Okazuje się, że filmy z jakimś głębszym przesłaniem, z wątkami filozoficznymi też się pięknie sprzedają (patrz Matrix - ten pierwszy - ambitne kino akcji z niebanalnymi podtekstami - więc na pewno nie obciążałbym twórców „nindży mutantów”, że to oni sprawili, że już ludzie nie chcą oglądać ambitniejszych filmów. Ależ chcą. Tylko muszą być dobre, to wtedy ludzie je kupią. Ale łatwiej narzekać na „głupich widzów”, którzy nie chcą kupować jakiegoś „arcydzieła”, będącego w istocie mętnym knotem, niż się przyznać „nie potrafiliśmy zrobić dobrego filmu”. Łatwiej zawsze zwalić winę na kogoś, niż samemu się przyznać do porażki...
Więc troszeczkę mi się wydaje, że jakby inne redakcje czasem ... wysuwały te cedeki na zasadzie argumentu, że tworzymy (tworzyliśmy?) takie piękne teksty, tylko czytelnicy ich nie chcą (chcieli) kupować, bo są ogłupieni, bo chcą tylko CD, a to wszystko przez CDA. Być może te pisma są (były) piękne, kultowe itd. - ale widać nie na tyle dobre, by przekonać do siebie masowego odbiorcę. Bo wbrew pozorom zrobić pismo, które do nich trafi nie jest prosto... ...Za dużo gadam, wiem...

Nie, nie!

Uważam, że częstym błędem twórców pism jest robienie pisma dla siebie. Robią takie pismo jakie by oni sami chcieli czytać, natomiast prawda jest taka, że ponieważ to czytelnicy płacą za to pismo, to należy robić takie pismo jakie czytelnik chce nabyć. Możecie takie podejście nazwać komercją. Oczywiście, że tak, ale ja chciałem zauważyć, że funkcjonowanie na wolnym rynku nie jest ani działalnością społeczną, ani charytatywną, ani sposobem miłego spędzania wolnego czasu na koszt wydawcy. My musimy zarabiać na siebie, czy nam się podoba czy nie, my musimy być komercyjni. I tym samym robimy pismo pod czytelnika. Gdybym robił pismo sam dla siebie, to ono byłoby na pewno trochę inne niż teraz jest Akszyn. Chociaż nie będę ukrywał, że gdybym Akszyna nie robił, to bym go i tak kupował, bo to co robimy do mnie przemawia. Gdyby było inaczej, już dawno poszukałbym innej pracy, bo bym się tu zanudził na śmierć.

Powróćmy więc może do tego Porozumienia. Czy mógłbyś coś więcej na ten temat?

Szczerze mówiąc mówię o tym z dużą niechęcią ponieważ, jak sami z resztą wiecie, na ten temat narosło tyle rozmaitych teorii, które już krążą w oderwaniu od jakichkolwiek faktów, że aż mi się robi niedobrze, kiedy musze po raz 1115 udowadniać, że nie jesteśmy złodziejami, nie jesteśmy bandytami, nie ukradliśmy, nie zabiliśmy, nie zgwałciliśmy itd.
Mówiąc krótko, w tej chwili ci co zarzucali nam złamanie Porozumienia (które miało miejsce pod koniec bodaj 1997r.) już tego nie mówią. Nie dlatego że ich nie ma, bo może nie ma niektórych pism, ale są w branży ludzie, którzy je kiedyś tworzyli. To była po prostu „czarna” propaganda. Prawda jest taka, że CDA nie złamało żadnego z paragrafów Porozumienia. A samo Porozumienie było tak naprawdę próbą dyktatu, absolutnie niezgodną z polskim prawem. Była to próba narzucenie pismom zakazu dołączania pełnych wersji programów/gier do Cover CD, pod pozorem „dobrowolnej umowy”. I to nie miało szans jakiegokolwiek powodzenia. Każdy sąd wyśmiałby tę umowę i uznał ją za kupę śmiecia, bez mocy obowiązującej. Ale sytuacja była taka, że w sądach sprawy leżały (i leżą latami) a mieliśmy do wyboru albo podpisać - albo być odciętym od dostępu do gier (tak, tak...) i wszelkich materiałów promocyjnych. Czyli - byłaby to dla pisma śmierć. Więc podpisaliśmy, tyle że (w przeciwieństwie do większości pism, które potulnie podpisały to, co im podetknięto pod nosy) wprowadziliśmy do owej umowy kilka dodatkowych warunków.
A jest biblijna zasada: kto paragrafami wojuje, od paragrafów ginie. Wyszło bowiem na to, że w określonej sytuacji możemy jednak dawać pełne wersje gier absolutnie zgodnie z warunkami niePorozumienia - i to uczyniliśmy, gdy tylko owa „określona sytuacja” nastąpiła.
(Podkreślam raz jeszcze, że tak czy siak samo niePorozumienie nie miało prawa zaistnieć, ponieważ naruszało niektóre przepisy polskiego prawa i tak czy siak było od początku nieważne, więc nawet GYDBYŚMY je ordynarnie złamali, byłoby to absolutnie legalne i nikt nie mógłby o to mieć do nas pretensji).
Ale wtedy rozpętała się na nas nagonka. Sami pewnie pamiętacie mnóstwo artykułów, na które myśmy zresztą zgodnie z naszą filozofią „róbmy swoje” nie reagowali. Cóż, część konkurencji wyszła z zasady, że skoro nie udało się wyrwać CDA pełnych wersji (które my dawaliśmy, bo chcieliśmy - a oni bo musieli, by nie wypaść z gry, więc niePorozumienie było im bardzo na rękę i dlatego też z chęcią je podpisali), to chociaż ich oplujemy i obrzucimy błotem. O tyle skutecznie, że do dzisiaj krążą w sieci teorie, że „ nie kupuję CDA, bo to oszuści, bo kiedyś złamali jakąś tam umowę” itd. Niewielu już pamięta czego dotyczyła - albo w ogóle pierwszy raz o niej słyszy - ale jak brakuje rzeczowych argumentów, to się wywleka „to kanciarze i lamerzy, bo coś tam złamali” itd. Szkoda słów.
Czemu tego nie sprostowywaliśmy? Jak powiedziałem: po prostu nie sprostowujemy żadnych bredni które o nas mówią, nie wdajemy się w żadne polemiki, nie udowadniamy, że nie jesteśmy wielbłądami, bo potem i tak padnie argument: ahaaa... coś w tym musi jednak być, że się tak tłumaczą bo tylko winni się tłumaczą, nie? (A jak się nie tłumaczą, to znaczy że są winni, bo nie mają nic na swoją obronę - stara stalinowska wręcz metoda oskarżeń...)
W każdym razie podejrzewam, że już dawno Akszyna nie będzie, a będzie się mówić: „A kiedyś to było takie pismo, które złamało jakąś tam umowę”...

Czy pojawienie się na rynku Gamestara mocno osłabiło Waszą pozycję dotychczasowego, niepodważalnego lidera w tym sektorze rynku?

Myślę, że wystarczy porównać nasz nakład i nakład GS’a.

Nie posiadamy takich danych :]

Dobrze, to ja nie będę zdradzał branżowych tajemnic, ale powiem tylko, że GS nie jest w czołówce, jeśli chodzi o ilość sprzedanych egzemplarzy. Może inaczej. Pojawienie się każdego nowego pisma w jakiś sposób osłabia nas i resztę konkurencji, bo każde nowe pismo musi sobie wywalczyć czytelników, odebrać je już istniejącym pismom. A że Akszyn i Gamestar są magazynami z tego samego segmentu rynku, czyli to pisma luksusowe, drogie, adresowane do mniej więcej tego samego grona odbiorców, więc logiczne jest że GS próbował „urwać” ich nam. Jednak ubytek jest dużo mniejszy niż to było po pojawieniu się nowego Top Secreta. Zresztą tradycyjnie już odzyskujemy teren. Nie jest prosto nam dokopać.

Skoro wypracowaliście sobie tak dobrą pozycję na rynku w segmencie pism papierowych, czy nie zamierzacie teraz skupić się w większym stopniu na działalności internetowej? Może jakiś portalik?

Uważam, że nie, bo to jest rozdrabnianie się. Z tym wypracowaniem pozycji nie jest tak, że pozycję wypracowuje się raz na zawsze. Troszeczkę się wyzłośliwię na temat pism, które kiedyś uznały, ze są na szczycie i to będzie trwało wieczność. To nie jest tak, co miesiąc sytuacja się weryfikuje, co miesiąc są wyniki sprzedaży - i wtedy się patrzy kto poszedł w górę, kto poszedł w dół. Nie wystarczy mieć pozycji, trzeba ją jeszcze utrzymać, a to jest trudniejsze niż jej wywalczenie. Sami zapewne wiecie, że łatwiej się kogoś ściga niż się ucieka. Oglądając się przez ramie jest się w troszeczkę mniej komfortowej sytuacji, bo można wpaść po drodze na jakiś słup...
My uważamy, że po pierwsze: róbmy to w czym jesteśmy dobrzy i po drugie: róbmy jedną rzecz naraz ale za to porzadnie. Jesli wydawnictwo uzna, że warto wejść w jakiś portal - wtedy owszem, ale raczej z innymi ludźmi. Możemy służyć pomocą, radą, wskazówkami - ale ekipa CDA niech robi CDA.

Jak czujecie się, jako monopolista. Czy to bardziej motywuje Was do pracy, czy wręcz przeciwnie, macie świadomość, że czytelnicy i tak Was kupią, a więc od czasu do czasu możecie wydać gorszy numer?

Nie, przepraszam, jaki monopol, nie czujemy się w ogóle monopolistami! Nigdy nie zachowywaliśmy się na zasadzie: jesteśmy wielcy, pocałujcie nas wszyscy gdzieś, bo nie macie wyboru. Ludzie mają przecież wybór. Mogą kupić inne pismo, albo mogą w ogóle nic nie kupić. W związku z tym wszelkie próby olewania czytelników kończą się szybko i boleśnie. My sobie możemy z czytelników żartować, traktować ich lekko (w niektórych rubrykach), natomiast czytelnik jest naszym pracodawcą i to mamy cały czas przed oczami - że czytelnik ponad wszystko. Nigdy nie będziemy olewać naszych czytelników, dopóki będziemy istnieć, natomiast czytelnicy mogą olać nas, ale to już inna historia...

c.d. n.


36     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     :Wywiad z Jerzym Poprawą, vice naczelnym CDA