54     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     EmuFarma Mario Kart64 vs. Diddy Kong Racing


Mario Kart64 vs. Diddy Kong Racing

Kamil " Iwan " Iwanowicz


Dziś znowu gościmy konsolę Nintendo64 i wujka Mariana. Tym razem, nie będziemy jednak skakać po platformach w poszukiwaniu gwiazdek. Proszę zapiąć pasy, nie gryźć siedzeń i nie wdychać spalin. Idziemy jechać siedzieć. Czy jakoś tak...



Mario Kart chyba nie muszę za specjalnie przedstawiać (dobra, wiem, że muszę :-) jest to gra, w której cała plejada bohaterów ze świata Maria ściga się ze sobą jeżdżąc czymś na wzór gokartów. DIDDY KONG RACING również można przypisać pod powyższy schemat, jednak tu występują postacie z gier RARE w wieku zdecydowanie przedszkolnym... Która z tych gier jest lepsza? Na te standardowe pytanie zadawane przy tego typu porównaniach odpowiedź standardowo znajdziecie (być może) poniżej.

Słoń, z drogi, bo ci zaraz trąbę zmiksuję!


Opcje rozgrywki w MARIO KART pozwalają na wyścig z czasem i 4 turnieje, każdy z nich rozstrzygany na 4 planszach. Im lepsze miejsce na podium, tym więcej gracz dostaje punktów; kto po 4 wyścigach ma największa liczbę punktów, ten wygrywa turniej. Samo przyznanie pucharu jest niezwykle klimatyczne, może ze względu na to, że odbywa się u podnóża identycznego zamku, który trzeba było przebyć wzdłuż i wszerz w MARIO64. Od razu przypominają się dawne przygody i nagle atmosfera staje się magiczna. Oprócz time triala i turnieju jest tryb multiplayer do 4 graczy na jednym ekranie, który to dopiero ukazuje prawdziwą moc MARIO KART. DIDDY KONG RACING nie posiada możliwości gry dla wielu graczy, co jest zarazem jego największą wadą. Szkoda, bo DKR w singlu przewyższa konkurencyjne wyścigi pod wieloma względami. Główny tryb rozgrywki rzuca gracza na niewielką wysepkę. Na wyspie są drzwi prowadzące do pomieszczeń, w których znajdują się kolejne drzwi przenoszące już na arenę, na której rozgrywa się wyścig.

Ale ziomb.


Co więcej, w tych pomieszczeniach są jeszcze inne 'bajery': wyścig z sub-bossem, 'trophy race' po którego ukończeniu zyskujemy jedną część medalionu (główne zadanie polega na skompletowaniu wszystkich jego części) i tajemnicze drzwi, które może otworzyć tylko klucz ukryty gdzieś na jednej z czterech plansz. Aby przejść przez jakiekolwiek drzwi, trzeba posiadać określoną ilość baloników (rozwiązanie bliźniaczo podobne do MARIO64 i gwiazdek...), które otrzymujemy po wygraniu wyścigów wszelkiej maści, kilka można też napotkać szwendając się po wyspie. Jest tu wszystkiego naprawdę dużo; oprócz głównego wątku (to brzmi jak w RPG’u...) jest całe mnóstwo sekretów i tokenów do zbierania. Skutecznie wydłuża to i tak niekrótką rozgrywkę. Jak widać, na polu singleplayer ludziki z MK mogą iść na łąkę poskubać trawę, bo nie mają tu nic do roboty. DKR oferuje wspaniałą przygodę, po której można poruszać się samochodzikiem, samolotem i poduszkowcem(!).
System jazdy w obydwu grach prezentuje się bardzo pozytywnie- mocno arcade’owe zachowanie wehikułów i nastawienie na łupienie wrogów bonusami znalezionymi po drodze. Wypada zaznaczyć, że w DIDDY KONG RACING każdy pojazd prowadzi się inaczej; a przejechanie tej samej trasy samochodem i przelecenie jej samolotem to jakby dwie różne gry. Co do ofensywno-defensywnych narzędzi zbrodni, obie gry prezentują nieco inny system. W MARIO KART „znajdźki” wyskakują jako wyliczanka, która zatrzymana na przypadkowym symbolu daje graczowi określony bonus. I tak, wyróżniamy dość pospolite na dzień dzisiejszy zestawienie: strzały ze skorup żółwia, przyspieszenie, skóry po bananach i 'zmyłki' posyłane za siebie, niewidzialność itd. W DKR chcąc zebrać bonus najeżdżamy na różnokolorowe baloniki. Każdy kolor symbolizuje określoną 'moc', np. niebieski to przyspieszenie, a czerwony- rakiety. Aktualnie posiadane „znajdźki” można upgrade'ować , czyli zbierając 1 czerwony daje nam 1 rakietę, 2 balony zebrane pod rząd dają już rakietę samonaprowadzającą, aż w końcu zbierając 3 baloniki otrzymujemy 10 rakiet na użytek własny ;).
W DKR bardzo ważny jest timing, czyli wyczucie czasu. Wciśnięcie gazu w odpowiednim momencie przy starcie pozwala na rozwinięcie dużej prędkości w pierwszej sekundzie jazdy. Co więcej, przejeżdżając przez 'przyspieszacze', ponownie, wciskając przycisk w odpowiednim momencie (przedział od kilku do kilkunastu fps'ów) można znacznie zwiększyć siłę odrzutu.
Opanowanie tych sztuczek nie przychodzi łatwo, jednak w dalszych częściach gry jest niezbędne, by wygrywać.


Za Rosję!


Design plansz w obydwu grach jest świetny, zarówno pod względem artystycznym, jak i praktycznym. W MK samochody wybijają się ze skoczni na wielkie odległości, krążący wokół planszy pociąg z wagonami momentami blokuje jedyną drogę przejazdu, a gigantyczne jajo dinozaura przetacza się po biorących udział w wyścigu postaciach. Nie powinno nikogo dziwić też dziwaczne stworzenie, które posuwając się wzdłuż planszy gryzie wszystko (i wszystkich), co wpadnie mu w paszczę...
Niespodzianek jest mnóstwo; niech przypomnę jeszcze planszę, na której od celu prowadzi dobre pięć dróg, i do końca wyścigu nie wiadomo, kto jest na jakiej pozycji. Może wydawać Ci się, że jesteś pierwszy, a okazuje się, że przyjechałeś ostatni... Także plansze z DKR wprowadzają ciekawe, interaktywne elementy. Niech wspomnę chociażby dzwoneczek zamykający przeciwnikom most zwodzony, czy kłody drewna leżące na wodzie, które można przestawiać utrudniając tym samym reszcie jazdę. Grając, nie raz przyjdzie lawirować pomiędzy skrzydłami wiatraka, omijać nogi rozpędzonego dinozaura, czy przy pomocy wieloryba sprawnie wjeżdżać na trudno dostępne tereny.

Widział to kto, żeby się samochody na bananach wywracały...


Oprawa audio- tu niezaprzeczalnie góruje DKR. Postać i pojazd (nie licząc kół) są tworem poligonalnym. Otoczenie jest bogate w ruchome szczegóły, świat jest pięknie teksturowany, woda przezroczysta, wszelkie rozbłyski i efekty specjalne zrealizowane są z rozmachem, soczyste kolory aż wylewają się z ekranu, a efekt dymu, który pozostaje po użyciu dopalacza to takie małe mistrzostwo świata sprzed kilku lat :). Oczywiście większość uproszczeń momentalnie rzuca się w oczy. Trochę mi szkoda, że małpka, wiewiór, czy inny niedźwiedź został stworzony z podobnej ilości wielokątów, z jakiej składa się dziś jeden cycek komputerowej Lary Croft. Ale cycek samochodem jeździć nie potrafi, a wspomniane wyżej zwierzaki- jak najbardziej.
Podczas, gdy mowa o 'brzydkich rzeczach', bohaterowie z MARIO KART spąsowieli jeszcze bardziej patrząc niepewnie na rozmyte pokrywające ich świat tekstury, na swoje wozy i na siebie nawzajem zauważając, że są płaskimi, rozpikselowanymi sprite'ami. Jedynie Wario, który nie zwykł się smucić ani wstydzić pokazał towarzyszom piękny pociąg okrążający arenę. Potem zaprowadził ich na zimową planszę pokazując efektowne zjawisko odbijania się otoczenia w zlodowaciałym podłożu. Miny wujka Mariana i jego towarzyszy rozpogodziły się. Wario zdenerwowany chłodem panującym na planszy zaczął zabawnie narzekać i pochrząkiwać, tak, jak to zwykł robić podczas wyścigu. Reszta ekipy roześmiała się i wszyscy zaczęli gadać w charakterystyczny dla siebie sposób. Obok tego zgromadzenia podjechała grupa z DIDDY KONG RACING wydając z siebie jedynie nieartykułowane, kretyńskie dźwięki. Postanowili szybko odjechać wstydząc się swoich głupich głosów; na dodatek młodsza wersja Donkey Konga dostała od starszej wersji Donkey Konga zgniłym bananem w głowę. Dieciaki z DONKEY KONG RACING wjechały do swojego piękniejszego świata, w którym skakały zielone żabki i płynęły wodospady; jednak w tym samym momencie zaczęła towarzyszyć im denerwująca melodyjka...
Więc która gra jest lepsza? Jednoznacznie tego określić nie sposób. Zależy, czego oczekuje gracz. MARIO KART szczególnie odznacza się projektem plansz i wszechobecnym, magicznym klimatem. DIDDY KONG RACING z kolei ma świetną grafikę i tryb dla pojedynczego gracza. Zresztą, nie ma co zastanawiać się, która z tych gier jest lepsza. Najlepiej jest mieć je obie i grać... grać... grać...


54     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     EmuFarma Mario Kart64 vs. Diddy Kong Racing