35     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Ciepły chłód stali cz.2


CIEPŁY CHŁÓD STALI cz.2

Marcin " Martin " Traczyk


Stary, mocno posiwiały mężczyzna w stroju rycerza Jedi przywołał do siebie młodego chłopca. Gdy ten przybiegł uradowany, starzec wyciągnął spod szaty niewielką prostokątną szkatułkę zdobioną symbolami Jedi. Pokazał ją chłopcu, po czym otworzył tuż przed jego oczami. W środku na czerwonym jedwabiu spoczywał piękny, wypolerowany i błyszczący miecz, miecz który był atrybutem prawdziwego Jedi. Chłopiec wziął go do ręki, a całe jego ciało przeszyła fala przyjemnych dreszczy, jakich jeszcze nigdy nie doznał. Rękojeść miecza, stalowa i zimna, w jego rękach wydawała się ciepła i miękka, jakby broń była specjalnie dopasowana do jego dłoni. Chłopiec ostrożnie włączył miecz by po chwili usłyszeć jego charakterystyczne buczenie. W oczach chłopca pojawiły się łzy radości.
Główny panel X-winga zapiszczał, Jaz obudził się. Uwielbiał ten sen, mógł w nim ponownie spotkać ojca i powrócić do tej wspaniałej chwili, jaką było wręczenie mu – wtedy jeszcze chłopcu – jego własnego miecza świetlnego.
Myśliwiec wylądował na jakiejś planecie. Lądowisko usytuowane było w sercu ogromnego lasu i nie było zbyt często odwiedzane. Wysiadając Jaz zauważył, że wśród drzew stoi jakiś mężczyzna. Po chwili zmienił jednak zdanie, trudno było bowiem mówić o płci wśród Gunganów. Jaz od razu domyślił się, że znalazł się na Naboo, stąd miał wyruszyć frachtowcem na Tatooinę by wypełnić swą misję. Gunganin nie potrafił się z nim porozumieć, więc gestami rąk wskazał Jazowi na ukryty pośród drzew poduszkowiec. Obaj wsiedli do niego i popędzili poprzez las w kierunku miasta. Pędzili w naprawdę morderczym tempie, zatrzymali się dopiero przed wejściem głównym do niewielkiego frachtowca pasażerskiego lecącego na Tatooinę. Nazwanie tego złomu frachtowcem pasażerskim było chyba jedną z największych pomyłek w galaktyce. Statek ten nie dość, że był kradziony (widoczne na nim były znaki Gildii Handlowej) to przez ostatnie kilka lat musiał być używany do transportu zwierząt (o czym świadczył wydobywający się z jego wnętrza odór). Jaz pożegnał się z sympatycznym Gunganinem i udał się w stronę kogoś, kto przypominał mu kapitana.
- Czy ten złom leci na Tatooinę? - zapytał z ironią Jaz
- Tak - odpowiedział kapitan przypominający trochę krzyżówkę kilku ras obcych i człowieka
- Przelot kosztuje trzydzieści blaszek durinium.
- Proszę - Jaz wręczył kapitanowi sakiewkę, którą ten natychmiast otworzył i przeliczył jej zawartość. Młody padawan wszedł na pokład. Okręt posiadał tylko jedną dużą ładownię i mostek sterowniczy. W ładowni – do której wchodziło się bezpośrednio z zewnątrz – na ścianach zamontowano prowizoryczne prycze dla „gości” natomiast na środku zamontowano stół, przy którym podawano posiłki.
Gdy tylko Jaz wybrał sobie najbardziej odizolowaną od innych pryczę, na pokład wszedł kapitan a zanim pozostałych trzech pasażerów.
Już po kilku godzinach lotu trzej podróżnicy (jak się okazało przyjaciele) zasiedli przy stole i zaczęli grać w karty. Co prawda zapytali Jaza, czy się nie przyłączy, ale on nie odpowiedział, siedział jedynie na uboczu, na swojej pryczy i czekał końca lotu, który trwać miał dwanaście godzin. Nagle rozległ się śmiech jednego z przyjaciół, który właśnie wygrał czwarty raz z rzędu. -Jak ty to robisz? – zapytał jeden z przegranych.
-Po prostu trzyma pod kurtką wszystkie asy, to zwykły oszust – odpowiedział nieproszony o to Jaz, mimo tajności swojej misji nie potrafił się powstrzymać od wpędzenia się w jakieś kłopoty.
-Zarzucasz mi oszustwo – powiedział wyraźnie zdenerwowany mężczyzna i podszedł do Jaza, który natychmiast wstał ze swojej pryczy.
-Ja tylko stwierdzam fakty – odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się sarkastyczny uśmieszek. W tym momencie zdenerwowany mężczyzna chwycił Jaza za ramiona i cisnął nim w stronę stołu. Pozostali dwaj mężczyźni odsunęli się pod ścianę. Podnoszący się z ziemi Jaz już chciał chwycić za swój miecz jednak ten spoczywał na dnie jego torby, nie mógł też użyć Mocy by uspokoić napastnika. Wtedy przypomniał sobie czasy zanim trafił do Akademii, czasy wielkich pijackich zabaw i bójek. Dziś bowiem niewielu wie o tym epizodzie z jego życia, jednak prawda jest taka, że gdyby nie spotkał swojego obecnego nauczyciela, który odkrył w nim Moc, prawdopodobnie już dawno skończyłby w więzieniu lub rynsztoku. Napełniony energią „dawnych czasów” zwinnym ruchem złapał stojące obok krzesło i używając całej swej siły rozbił je na głowie przeciwnika. Gdy ten upadł, spod jego kurtki Jaz dostrzegł przymocowany do pasa miecz świetlny. Szybko więc odsunął się, a dwaj pozostali mężczyźni doskoczyli do nieprzytomnego, zakryli jego miecz i zabrali go na drugi koniec ładowni, by tam w jak największej odległości od Jaza zająć się przyjacielem. Resztę lotu Jaz spędził na rozmyślaniach: skąd ten mężczyzna miał miecz świetlny, czy pozostali również je mieli, czy byli oni dobrymi Jedi, czy może służyli ciemnej stronie, a może w ogóle nimi nie byli? Jaz chciał zapytać, był nawet gotowy wyciągnąć te informacje siłą jednak nadal miał na uwadze swoją tajną misję i konieczność pozostania w ukryciu.


35     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Ciepły chłód stali cz.2